Ja pierdole... jakie dziwne te uczucie. Taki ból, który ściska Cie od środka, zazdrość, która Cię zżera. Niby nadal kochasz, a jednoczeście nienawidzisz. A ta nienawiść jest sto razy większa od uczucia miłości... A jednak miłość się przeciska na wszystkie możliwe sposoby powodując niewyobrażalny ból... Choć jest drobna jak okruszek- rani bardziej niż rozbite szkło. Łzy atakują każdego wieczora ze zdwojoną siłą... z dnia na dzień coraz bardziej.
Rano budzisz się i starasz się jako tako funkcjonować, choć myśli krążą w okół porozdzierany w sercu uczuć.
Zastanawiam się jak długo jeszcze? Ile wytrzymam? Czy to ma w ogóle sens? Jak się tego pozbyć...?
Wszyscy tandetnie pocieszają, "tak musi być" "dasz rade" "musisz to przetrzymać" "jesteś silna" - chuja wiedzą!
Ja nie daje sobie rady! Staram się, bardzo się staram... W dzień zajmuję się wszystkim czym się da, zakupy, sprzątanie, gotowanie, staram się rozmawiać z innymi ludzmi, żeby tyko jakoś sobie ulżyć. I niby pomaga... dopóki myśli znów nie zejdą na zły tor...
Wieczorami jest najgorzej, chociaż teraz ledwo co wstałam i łzy same się cisną do oczu.
Czyżby było coraz gorzej? Już nie tylko wieczorami będę siedzieć skulona z przytuloną poduszką? Teraz nawet w dzień?
Tym bardziej nie wytrzymam... :/
Jebane uczucia, po co w ogóle istnieją?!
Myślę o nim i tak bardzo go nienawidzę!! Tak doskonale wiem, że nie powinnam z nim być! Nienawidzę go za to co robił i jaki jest teraz! Nienawidzę go tak bardzo ze wszystkich sił! A ten mały jebany okruszek miłość nie pozwala mi zapomnieć, sprowadza łzy i tęsknote...
Wszystko przez jebany okruszek miłości . . .