Moja natura została już tak ukształtowana, że w obliczu kompletnego szczęścia zawsze doszukuje się mankamentów.Często jednak nie jest to zależne ode mnie,usterki wkraczają mocnym tąpnięciem w cały ład jaki udało mi się wyszlifować,jakiego udało mi się doszukać,bądź jaki sam odnalazł mnie niszcząc przy tym wewnętrzny spokój,którego zwykle nie udaje mi się utrzymać na dłużej.Nie wiem czy to moje urojenia,wiem jedynie ,że to lęk przed odrzuceniem,potępieniem i utratą tego co przecież tak cenne.Chyba nie zostałem stworzony do prowadzenia spokojnego i trwałego pod względem uczuć życia.Jedno wiem na pewno- rozdziałów w moim życiu było wiele.Pierwsza część "powieści" została dokładnie skończona,nie byłem jednak gotów na część II i to rozpoczynającą się w taki sposób,nie prosiłem się o to.Tajemnice,smutki i ukąszenia niewdzięcznego losu świadomie i pewnie pozostawiam sobie.Choć jestem dobrym "psychologiem" to w mojej głowie wciąz wije się myśl hipokryzji wobec siebie samego,nie potrafię postawić diagnozy,poradzić ,zwalczyć i wyprosić tego co nieproszone weszło z chęcią pozostania i zaburzyło wiele koncepcji na dalszą drogę.
I choć znów w notce zrobiło się ponuro,patetycznie i dołująco to wiedzcie, że po mimo wszystko jestem szczęśliwy,a kto wie ten wie i pewnie już przywykł, że tak to tutaj juz wygląda :)