Długo się zbierałam, żeby napisać. Niekoniecznie tu, w zasadzie to nie ma żadnego znaczenia gdzie, chodzi tylko o wylanie myśli, pozbycie się ich.
Od paru miesięcy żyje w biegu, a najgorszy pęd jeszcze przede mną. Dom, praca, studia i tak w kółko.
Jestem przemęczona, zdolowana i wiecznie głodna. Ostatnio jedyne o czym marzę to przespana noc, normalny obiad i ciepła kawa. W jednej pracy mam zapierdol, w drugiej nie mniejszy, studia o dziwo idą mi w miarę dobrze ale gdy wracam do domu to nie mam siły zajmować się Berbeciem. Mój synek i mąż cierpią na tym. Ja z kolei zaliczyłam nawrót psychozy i dzięki terapii nie skończyło się to szpitalem. Za to dwie wejściówki z anatomii mam w plecy.
Wkurza mnie choroba, nie chce jej, nie chce brać leków, nie chce spowiadac się terapeucie, chce być zdrowa. Chce nawiązywać relacje z ludźmi, nie chce się bać. Chcę bez lęku wychodzic z domu, nie chce urojen. Chcę rozmawiać z moim mężem bez strachu, że ktoś się pod niego podszywa.
Chce być normalna, jak 90% społeczeństwa.