Urlop w Hamburgu.

Wróciłam do domku. Mam miesiąc by jak najwięcej przeżyć z bliskimi mi osobami. I na dodatek załatwiłam sobie że nie będe miała wypłaty w tym miechu... bieda. Ale i tak wykorzystam ten czas. U Krystka byłam 17 dni. Było fajnie mieszkać z Nim codziennie go widzieć :* i gotować mu obiady mimo że nie wychodziły mi za dobre. Wiadomo były spięcia ale naważniejsze by umieć je rozładować i ponownie wtulić sie w siebie nawzajem.

Mam tak ludzi którzy mi pomogą z pracą, ja muszę zająć sie jezykiem... a jakoś mi to kiepsko idzie tak samo jak ćwiczenia i odchudzanie. Może to przyjdzie z czasem. W Niemczech codziennie starałam sie chodzić na 2 godzinny spacer a potem jeszcze ćwiczyć, ale całego pobytu tak nie dotrzymałam...

Któregoś wieczoru Misiek wrócił z bukietem róż :) trzymały się w swojej pięknej grajcji ponad tydzień, wyjeżdżając oglądałam je to tylko jedna róża oklapła reszta się trzymała. Musiały być szczerze dane :).

Zabrał mnie na lotnisko. To był mój pierwszy raz zazwyczaj widziałam tylko migające kropki na niebie, byłam zafascynowana ;P co właściewie widać na zdjęciu, frajda nie jak dziecko z gumy z metrta ;p którą też tam kupiłam ;D.

Dużo tam podróżowaliśmy metrem, fajna sprawa idzie wszędzie szybko się dostać i w miare tanio :). Mam co wspominać. Dzisiaj Krystek wraca do HH. Mam nadzieje że dojedzie bezpiecznie. Kochany mój ;*