Zawsze wyobrażałam to sobie jako dwie, przeźroczyste rurki. Jedna z serca, druga z mózgu, obie prowadzące do wielkiego słoja z napisem Wspomnienia i uczucia. Wraz z każdym mililitrem przelanej do niego czarnej, gęstej mazi człowiek odczuwałby coraz większą ulgę. Powoli traciłby cały ból, cierpienie, a wypowiedzienie imienia Tej osoby nie przynosiłoby już ze sobą szybszego bicia serca, tęsknoty, obrazów w głowie i nareszcie, nie niosłoby ze sobą również zazdrości (osobiście przeze mnie najbardziej znienawidzonego uczucia). Dzięki temu nieodwracalnemu procesowi człowiek odczuwałby już tylko pustkę, a myślę, że właśnie ona uszczęśliwiłaby mnie w tym momencie najbardziej.