tak po prostu. teraz już wiem, dlaczego Piotruś Pan nie chciał dorastać.
chyba każdy człowiek na ziemi staje kiedyś twarzą w twarz z samym sobą i zastanawia się, kim jest. do mnie ja sama zapukałam kilka dni temu. wzięłam się za rękę. podałam sobie butelkę wody i zapytałam "kim jesteś? czego chcesz od życia i co dalej będziesz robić?" i tak, jak zawsze miałam gotową odpowiedź której byłam pewna, teraz nie mam nic. tylko głuchy dzwon w głowie, jaky ktoś przywalił mi młotem. i co się tak właściwie dzieje? chyba nie jestem w stanie nawet ująć w słowa tego, co czuję... strach? odpowiedzialność? sama do końca nie jestem pewna. zmieniłam kilka swoich deklaracji, które wydawały mi się nie do ruszenia. z kilku rzeczy zupełnie się wycofałam. najdziwniejsze jest to, że nie wiem, co spowodowało u mnie to zawachanie. to tak, jakbym miała gotowy już dom i nagle zaczęłabym go "rozbierać" cegła po cegle, bo coś mi w nim nie pasuje. w życiu chciałabym być po prostu szczęśliwa i wolna. tylko, a może aż tyle. nie chcę dorastać, nie chcę brać na barki ciężaru dorosłości, która niestety wkrada się małymi kawałkami przez okna, drzwi i każdą możliwą szczelinę. najgorsze jest to, iż czuję, że ranie przy tym bliskie mi osoby. nie chcę tego, na prawdę, jednak teraz najchętniej wyjechałabym na drugi koniec świata zupełnie sama.