Chciałabym odejść daleko, ale coś sprawia, że tkwię w tym samym miejscu od paru lat. Gdybym tylko umiała się uwolnic od stanu. Niemożność odejścia zabija wszystko co najlepsze we mnie. Powinna być dla mnie wsparciem, moją tarczą obronną przed złem całgo świata, ale ona pozwala mnie upokarzać, czasem sama nawet to robi, pozwala mnie ranić i dawać mi do zrozumienia, że jestem niczym. Dlaczego.? Wiem, że mnie kocha, ale sama nie umie sie przeciwstawić i pozwala po prostu pozwala na to. Dlaczego nie umie odejść, skoro jestem tu nie mile widziana, przecież mam gdzie.?
Strach.... W głowie słyszę ciągle " Jeśli odejdziesz stracisz Ją całkowicie, a tak możesz ją mieć chociaż cieleśnie.!! ".
Dlaczego stanełam do walki w tak cholernie nie równej wojnie, przecież wynik z góry był do przewidzenia 1:0 dla niego ?