"Docierała do niej smutna prawda, z którą należało się zmierzyć. Już nie było sensu w odgrywaniu żadnej z ról. Wiedziała, że przez jakiś czas będzie tęsknić, cierpieć, wylewać łzy w poduszkę, ale... jeszcze jej to nie dotyczyło. On miał być jej przyszłością - tylko tą najbliższą, nie chciała snuć planów na wysrost. A jednak przyszłość legła w gruzach, ich rozstanie było sprawą nieuniknioną. Nie chciała być sama, nie chciała nie mieć w nikim oparcia. Potrzebowała go. Została skazana na naukę oddychania bez powietrza, które niespodziewanie przestało ją otaczać. Samotność dopadła ją nagle, jak czasami deszcz dopada nieświadomą niczego parę kochanków. Deszcz już nigdy nie dopadnie tej pary... Para zniknęła. Poczucie, że nie ma na tym świecie nikogo, kto zechciałby rzucić jej do stóp cały świat, zwaliła ją z nóg. Upadła lekko na marmurowy schodek. Siedziała na nim i wiedziała, że teraz jest jedną z tych ofiar losu, z których zawsze się nabijała. Oparla głowę o ścianę, delikatnie musnęła ją dłonią. Była taka zimna. Miała na sobie jego koszulę. Powinna się ubrać, ale przecież nie miała po co..."