tiaa. czy ktoś z was w ogóle przypuszczał, że miejscowośc o takiej nazwie istnieje?
nie?
a to dopiero dziwne... ^^
spodziewałam się, że ten tydzień na zadupiu będzie wyglądał nieco inaczej.
że całymi dniami będę zbijała bąki, wylegiwała się brzuchem do góry, łapiąc te skromne promyczki słońca, lub wręcz przeciwnie - chowając się pod drzewami, w poszukiwaniu cienia.
a jednak, pomyliłam się w obliczeniach.
podczas tego tygodnia nauczyłam się rzucać wędką, i to całkiem daleko. zwieńczenie tej nauki? złowione dwa karpie, parę linów i chyba dwa karaski.
nauczyłam się też szybko i w miarę dokładnie kosić trawnik i do tego opróżniać pojemnik na trawę w niezłym tempie.
a jazda taczką? kurdę, to moja nowa specjalność.
nauczyłam się dziobać ziemię motyczką w taki sposób, żeby z korzeniami odleciały tylko chwasty, a nie bogu ducha winne liście innych roślin.
odkryłam, że wyrywanie z korzeniami metrowego ostu to zajebista przyjemność i satysfakcja.
strzelanie z procy? można odfajkować.
ach, no i oczywiście... łapka w mojej ręcę w pewnym momencie stała się wprost zabójcza dla cholernych much.
przekonałam się też, że te ogólno przyjęte normy wcale nie są takie głupie. że może jednak tkwi w nich coś, nad czym warto przystanąć i się zastanowić.
i wiecie co? na takim mega zadupiu też są mega dobre dupy. ;d
mrrr... ^^
a to ssące uczucie tęsknoty? nie powiem, nie przyzwyczaiłam się. miałam nadzieje, że jednak chodzi o coś innego, ale niestety. o to samo co zawsze.
ale teraz będzie trudniej. będzie trudniej dlatego, że będzie łatwiej.
szukacie logiki w tym zdaniu? może i znajdziecie. ja ją widzę aż za wyraźnie.
mój bunt przestaje być tylko słowem. przeraża mnie to.