Wstaję.
Powoli sunę po betonowej posadzce.
Czy tak miało być? Właśnie tak miał wyglądać ten czas?
Beznadzieja. Nie tak to sobie wyobrażałam.
Snułam lepsze plany na dzisiaj, jutro, kolejne dni.
Gdzieś głęboko we mnie była na to nadzieja.
Nadal jest. Więc, czego więcej potrzebuję?
Ach, no tak. Ganię się w myślach, przecież zadaję tak głupie pytania.
Nadal próbuję ''to'' rozgryźć.
Powinnam wziąć to dosłownie?
Może analizować zdanie po zdaniu? Nie, to bezsensu.
Ale czekanie też jest bezsensu.
Siadam.
Za dużo chodzenia, za dużo myślenia na tą chwilę.
Nic nie poradzę, że tak to rozegrałam.
Inaczej nie umiałam, ''to'' chyba też nie.
Tak musiało być? Było nam tak pisane?
Myślę, że nie.
Wierzę w to, choć powoli wszystkie nadzieje zanikają.
Po co w ogóle do tego wracało?
Szczególnie po tak długim czasie?
Chyba muszę to przemyśleć, na spokojnie.
Opadam z sił.
Nogi swobodnie opadają na jedwabną pościel,
zaszklone oczy zamykają się z przemęczenia.
Chociaż chwila spokoju.