Ktoś kiedyś zapytał mnie, co sądzę o latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych.
Czy zazdroszczę czegoś ludziom żyjących w tamtych czasach, co tak naprawdę zmieniło się na
przestrzeni lat. Otóż, myślę, że tak - zazdroszczę im, bardzo. Ludzie kiedyś byli zupełnie inni, niż dziś.
Byli o wiele lepszymi osobami, cechowali się człowieczeństwem. Mieli w sobie choć odrobinę empatii
i tolerancji, czego niestety w dzisiejszych czasach brakuje. Żyli poza internetem, który, spójrzmy
prawdzie w oczy - potrafi doszczętnie człowieka zniszczyć i pochłonąć. Każdego dnia cieszyli się z
najmniejszych rzeczy, nie potrzebowali wypasionych gadżetów, dziś powszechnie spotykanych w rękach
co raz młodszych dzieci. Ich drugim domem było podwórko, do zabawy wystarczył trzepak i stara,
obdarta z materiału piłka. Potrafili pomagać sobie nawzajem, nie opuszczali w potrzebie. Można
było bez problemu znaleźć prawdziwych przyjaciół na całe życie. Teraz każdy każdego może opluć,
obrzygać, strach myśleć, co jeszcze. Wyjdziesz na ulicę - nie minie kilka minut, już zauważasz zimny
wzrok mierzący Cię od stóp do głowy. Wystarczy, że potkniesz się, robiąc krok, a już za plecami
chichoczą ludzie, za którymi niegdyś wskoczyłbyś w ogień. Znajdą się uliczni cwaniacy, którzy bez
skrupułów napie*dalają po twarzy każdego, kto nie podpasuje pod ich gust. Człowiek o odmiennej
orientacji bądź preferujący mocniejszy makijaż nie czuje się bezpiecznie we własnej miejscowości.
Ma świadomość tego, że rówieśnik może sprzedać mu tradycyjnego ''liścia'' w policzek za najmniejszy
błąd. Mówiąc prościej, wpie*dol w tym kraju dostajesz za darmo. Czy to jest normalne? Ludzie z
dnia na dzień potrafią zmienić się w bestie, co gorsza, nieodwracalnie. Naprawdę, znam kilka osób,
które jeszcze niedawno były wspaniałymi znajomymi - nigdy nie tknęli nawet muchy, nie wdawali się
w konflikty, unikali ulicznych bijatyk, szanowali resztę, swoją osobowość i jako tako dbali o szkołę.
Dziś? Dziś kompletnie to olewają. Wszystko mają w dupie. Dlaczego? Wybierają zły kierunek.
Postanawiają kroczyć gorszą drogą. Błądzą w myślach, gubią w słowach. Zmiana towarzystwa,
najczęściej na takie, dla którego obojętne jest wykształcenie znajomego, bo przecież to nie ich
życie. Dla nich najważniejsza jest fajeczka, dobra zabawa i godzinne przebywanie na murku, śmiejąc
się z byle czego. Trzymają się razem, dopóki nie zagraża im niebezpieczeństwo - wtedy każdy idzie
w inną stronę, próbując ratować swój tyłek. Gdzie się podziała solidarność? Gdzie umiejętność
współpracy w grupie, zasada ''jeden za wszystkich, wszyscy za jednego'' ? Zbyt często ludzie niszczą
więzi słowami, pozornie uznawanymi za najmniej bolesną formę nienawiści. Być może tego żałują,
ale co z tego, jeśli jest za późno, skoro tego nie da się już naprawić. Świat spada na dno, co raz szybciej.