I kolejny miesiąc zleciał i kolejny znów się zacznie. Czas zapierdala jak potłuczony, a ludzie w ślad za nim.. Tylko mi jakoś tak niechętno, stoję cały czas w jednym punkcie.. Tylko jakim? Mówią, że to jeden z najważniejszych etapów mojego życia.. matura, później studia.. Mam plan? Jakiś mam, ale to jest plan dla innych - z myślą o innych.. Oczekują ode mnie perfekcjonizmu, ideału.. którym nie jestem. Można rzec - nie chce mi się. To przerażające, dojść tak daleko, ale tak na prawdę nie mieć nic. A jaki ja mam plan? Z jednej strony - żyć w tym samym gównie co dotychczas, iść za ludem, czyli wybrać studia i pracę, skończyć je i zatrudnić się na stałe w jakiejś firmie na produkcji i jebać w niej do końca życia.. (nie mowie ze do emerytury, bo tej nie dozyje), założyć rodzinę, urodzić dzieci itd itp... A z drugiej strony - wyjechać. Zamknąć za sobą wszystkie książki, urwać wszystkie kontakty, odciąć się i żyć, może w niekonwencjonalny sposób, ale na pewno w taki, który ja lubię i dzięki któremu da się żyć.. I to wcale nie byle jakie życie. Tylko czy mam tyle siły, by uciec od przeszłości? Czy nie zginę w tej monotonii życia jeśli zostanę? Mam nadzieję, że chociaż raz, uda mi się myśleć tylko i wyłącznie o sobie...