Dzisiaj jest ciężki dzień. (z tego co wiem, to nie tylko dla mnie)
Poniedziałek ma to do siebie, że to pierwszy dzień NOWEGO tygodnia. Dlatego nikt ich nie lubi. Do tego mam miesiąc wolnego. Może to dziwne, ale teraz jedyne czego mi potrzeba, to moja uczelnia. Miejsce, w którym tak naprawdę nikt mnie nie zna.
Gdybym miała wstać dzisiaj o 5:30, jechać na uczelnię i spędzić tam cały, męczący dzień, zaczynający się na gimnastyce a kończący na psychologii, to byłby to o wiele przyjemniejszy poniedziałek niż ten który mam. Spałam o co najmniej o 3h za długo. Bo co? Bo mogę. Nie muszę dziś ćwiczyć jeżeli nie chcę, bo co? Bo nikt mnie nie zmusi. Z nikim nie muszę rozmawiać, nie muszę wychodzić z domu, nie muszę nic jeść, pić. Nic nie muszę. I takie poniedziałki są najgorsze. Początek nowego tygodnia, gdzie przydałoby się być o krok dalej od poprzedniego. A Ty siedzisz i oglądasz film, na którym płaczesz 6 razy, bo jest tak smutny a jednocześnie prawdziwy, przez co jeszcze bardziej chce Ci się płakać. Ostatnio trafiam na takie filmy, których dramatyzm mnie przerasta. Są strasznie smutne, ale pokazują prawdę. Mało jest w nich fikcji. Co najmniej jakby reżyser sam to wszystko przeżył i stworzył film na własnych emocjach. Takie filmy są piękne, mimo że jednocześnie są smutne. Ale dzięki takim filmom odżywa we mnie stara wrażliwość. Potrzebowałam tego. Ta wieczna nienawiść może w końcu wykończyć. Zawszę mówię, że trzeba być twardym. Trzeba mocno stąpać po ziemi i nie pokazywać w sobie żadnych słabości. Ale czasami, kiedy nikt nie widzi, trzeba wypuścić ten balon wypełniony emocjami. Kiedyś w końcu one i tak z nas wyjdą.
Uwielbiam moje życie. Mam wielu przyjaciół, cudownych rodziców, piękne marzenia, cele do których zmierzam, pasje które rozwijam. Jest wypełnione spontanicznością i wiem, że za 10 lat będę miała masę wspomnień i będe miała poczucie, że nie było ono nudne. Mimo to, czasami -chociaż rzadko- są dni, kiedy nie chce mi się nawet uśmiechać.
I jest tak mało ludzi, którzy są w stanie to zrozumieć. Wszyscy chcą wszystko wiedzieć. A ja po prostu chcę przeżyć ten ciężki dzień, jednocześnie nie mówiąc o nim ani słowa. Nienawidzę każdego dnia, kiedy nie mogę być sobą. Kiedy nie mogę szczerze się uśmiechać, iść na imprezę i dobrze się bawić. Nie piję na imprezach żeby lepiej się bawić. Piję, żeby lepiej maskować swój nastrój. A w środku toczy się bitwa mięczy emocjami.
Nikt nigdy nie wie, kiedy jest mi źle. Nie lubię ani o tym mówić, ani kiedy ktoś wie, że coś jest nie tak. Zawsze tak było, że jeżeli jedna osoba miała się gorzej, to te złe emocje przechodziły na resztę. Dlatego mam tego bloga. Zawsze jak czuje, że już nie daje rady, to tworzy się nowy wpis (oczywiście, pozytywnych wpisów jest równie dużo). U mnie wygląda to tak, że większość wpisów starszych niż miesiąc nie jest już aktualna pod względem uczuć i innych takich. Wszystko się zmienia z dnia na dzień i każda zła emocja w końcu znika. I tak dalej. Nawet jeżeli jest naprawdę źle, to nigdy nie miałam poczucia, że życie nie ma sensu, że moje zycie jest do dupy i tak dalej. To są już naprawdę depresyjne myśli, ludzi którzy mało osiągnęli, jeszcze mniej widzieli, i nie znają swojej wartości. Po prostu czasem są gorsze dni. Niektórzy wtedy piją, palą, śpią cały dzień, czy płaczą. Albo wyżalają się wszystkim przyjaciołom, których mało to obchodzi. A ja piszę. I nie piszę wprost co się stało, o co chodzi, co się dzieje i tak dalej. Ale piszę dla siebie. Wtedy połowa emocji znika, a za tydzień wpis jest nieaktualny.
Są tu ważne wpisy, które mają dla mnie wartość. Nie dotyczą bezpośrednio nikogo konkretnego dlatego są uniwersalne w swojej wartości. Ale reszta to raczej tylko chwilowe stany, kiedy potrzebowałam się wyżyć. Co kilka miesięcy robię przegląd i usuwam stare wpisy, żeby nie kolekcjonować tutaj śmieci.