Wczoraj było uwielbiane, a zarazem znienawidzone przeze mnie "święto" .
Jak co roku, dowiedziałam się kolejnych zdarzeń z życia osób, których nie ma już tutaj ze mną. W ten dzień, poznaję też daleką rodzinę. Co roku kogoś innego. Hmm.. Im jestem starsza, tym bardziej przeżywam to, że nie ma tutaj tych, którzy tak bardzo mi są potrzebni. Na ten czas czuję, że naprawde mi są potrzebni! I co z tego, że ich nie znałam... Mogę się założyć, że wszystko wyglądałoby inaczej.
Jedna informacja dosłownie mną wstrząsnęła... Gdy sobie o tym pomyślę, chce mi się płakać. Wiem, że to głupie. Nie znałam tej osoby.. Nie było mnie nawet na świecie... Ale "czuję" ją obok mnie... Tak bardzo chciałabym żebyś tu był!
Wczoraj cmentarz. Nocą wygląda pięknie. Coś niesamowitego... Ciepło bijące od zniczy... Przemyślenia... Będę robić tak co roku.
A dzisiaj.. Cóż.. Wizyta znowu na cmentarzach. Do tego nic nie zmienia faktu, że o zmarłych powinno się pamiętać nie tylko we "Wszystkich Świętych", ale na codzień. Widziałam tą niechęć na twarzach innych, którzy zapewne odgrywali tą "szopkę" z przymusu. Hmmm... Do tego imię na bierzmowanie wybrane.. Nie zmienię go. Nie mogę. Będzie mi zawsze przypominać o tej osobie, dzięki której teraz było by inaczej..
"Wszystko zapisane gdzieś w ruchu planet...".
Do tego pewne zdarzenia mnie dobijają. Jak zwykle dam się omotać. Lol. Do tego nienawidzę tych kłótni, tej źle działającej atmosfery.
Wszystko zaczyna się zmieniać...