Był sobie kiedyś Błędny Rycerz. Jak przystało na postać błędną, błądził rycerz po polach, lasach i górach. Błądził długo, wędrował samotnie, wiatr był mu druhem i spowiednikiem. Błądził, błądził, aż mu się znudziło.
Skierował się wtedy Błędny Rycerz do zamku. Tam spotkał innych rycerzy, którzy zafascynowali go, choć byli Mniej Błędni. Mieli za to lśniące zbroje, rodowe imiona, siedzieli razem w komnatach i upijali się winem. Mieli też inne zalety, naturalnie.
Polubił ich tedy Błędny Rycerz, lecz bez wzajemności.
Inni rycerze bowiem śmiali się z niego po kątach, w ciemnych korytarzach. Drwili, bo był Bardziej Błędny, nie miał punktów za pochodzenie i był obcy ideowo. Nie chcieli go więc Mniej Błędni w swej kompanii. Szukali tedy pretesktu i pretekst znaleźli.
Nie miał Błędny Rycerz kobiety, za którą mógłby tęsknić, bić się i umierać. I był to prawdziwy wstyd dla rycerza, bo w owych czasach tęsknić, bić się i umierać zwyczajnie wypadało.
Zasmucił się Błedny Rycerz tym odrzuceniem, ale że mu zależało to postanowił sobie znaleźć kobietę. Udał się więc na poszukiwania, a że niewiele o zdobywaniu Dam Serca wiedział, to się doinformaował. Poszukał trochę w różnych księgach, pytał mędrców, pozadawał Trudne Pytania i wyszło mu, że żeby mieć kobietę musi klęknąć i poprosić. No to znalazł kobietę i klęknął. A Mniej Błędni patrzyli.
Ale zawiódł się wielce Błedny Rycerz, bo to zła kobieta była. I prychnęła, i wzruszyła ramionami, i powiedziała "Idź się utop." Zrobiło się rycerzowi głupio, spłoszył się, przestraszył, że na durnia przed Mniej Błędnymi wyjdzie. No to zrobił jak mu honor kazał.
I poszedł, i się utopił.
A tak na poważnie, to przejebane jest. Wiem, znam się na tym. Ale to tylko moje chujowe słowa.