Coraz częściej zdarza mi się smutnieć, gdy ON już musi iść...
Wiem, że ma rzeczy do zrobienia, że chce odpocząć, że to nie jest fanaberia...
Nie wiem jak odrzucić ten stan, myśli się kotłują w głowie, głupie myśli.
"Czemu malowałam rzęsty? Nawet nie zauważył" (ogólnie to sie nigdy nie maluje)
"Czemu mnie nie przytuli tak o, bez wyraźnego powodu?"
"Czemu nie pocałuje spontanicznie, gdy idziemy przez park?"
Chyba mam za duże wymagania, jestem romantyczką i potem moje cudownie wymyślone chwile się nie spełniają i mam o to lekki żal.
Tyle, że to mnie nie smuci, dopiero jak ON wyjdzie, przejdzie przez próg, wsiądzie do auta i odjedzie. Wtedy. Od tego momentu jest smutek oraz moje myśli
Czy to strach przed nudą? Przed samotnym siedzeniem przy serialu/grze i wpierdzielaniu raz na jakiś czas kostki czekolady?
A może podświadomie wymyślam strach, że sie mną znudził lub ma mnie dość?
Kurde. Nie wiem. To wszystko to moje chore wyobrażenia.
Nie wiem jak sobie z tym poradzić
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Ja :) pati991... maxima24,,, maxima24:) dorcia2700... maxima24