Ojej! Mama znalazła przy sprzątaniu kuferki z zabawkami z kinder-niespodzianek, które zbierałam 2 lata. Nie za dużo ich, ale jeju, jakie to kochane...
Boziu. Podeszła do mnie na wf Julia i zaczęła rozmawiać jak ze starą przyjaciółką, kiedy tylko spytała o imię i klasę. To było takie słodkie, kiedy czytała mi rosyjskie tłumaczenia francuskich słówek i przeptytwała mnie z nich po polsku. I jeszcze to "nigdy nie wiem, co się dzieje w Polszy". Dostaję minizawałów za każdym razem, kiedy się zbliża, bo jest zawsze blisko. Bardzoblisko. Twarz przy twarzy. Ramię przy ramieniu. Biodro przy biodrze. Jakbyśmy znały się od zawsze.
K o m u n i k a c j a m i e j s k a. I ten dziwny blondyn z tramwaju. Spotkałam go już 2 razy, przed i po szkole i on też wydaje się znajomy. To trochę przerażające. Widzę, że on mnie widzi. Ostatnio tylko się minęliśmy, ale za pierwszym razem staliśmy tuż obok siebie i rzucaliśmy sobie zakłopotane (?) spojrzenia. Uśmiechy? On się uśmiechał, ja chyba też. W zeszły czwartek też. Uśmiechnął się, widziałam wyraźnie, i patrzył za mną, patrzył, wiem to na pewno, że patrzył.
I Mateusz. Jejku. Nie pójdę z nim na szejka. O czym niby mielibyśmy rozmawiać? W ogóle wkurza mnie jego podejście do wszystkiego. Dostaje słabe oceny, nic nie umie, a mógłby. Jest trochę bezczelny, ale chyba nienaumyślnie. Próbuje być zabawny i czasem mu wychodzi- bycie sprytnym już nie, a szkoda. Najgorsze jest właśnie to, że nic mu się nie chce. Jakby nie obchodziła go jego przyszłość. Jakby obchodziło go tylko "tu i teraz". I Panty&Stocking.
I Wojtek. Przez dobry tydzień z kawałkiem jakby udawał, że nie istnieję. W piątek schodząc ze schodów, pomyślałam "ciekawe, czy chciał kiedyś obciąć włosy". A w poniedziałek przyszedł krótko ostrzyżony. No któż by pomyślał? Ale chyba znów widzi, że jestem. I że ja też go widzę. I też się uśmiecha, jakby dostał skurczu twarzy. Swoją drogą, ciekawe, jak długo jeszcze to potrwa?
Ach, oczywiście, jest jeszcze Panna Y. Na początku było wszystko fajnie, miło itd. Trochę smutno i samotnie, kiedy nie przychodziła na lekcje. A teraz, właśnie w tych dniach jej błogosławionej nieobecności, jest najlepiej. Zaczyna mnie drażnić jej lekkie seplenienie, "uroczo nieogarnięty" ton głosu, wtrącanie japońskich zwrotów, co mimo swojej głupoty, jakoś nigdy u nikogo mi nie przeszkadzało. Drażni mnie nawert jej grzywka, wiecznie wyglądająca na nieumytą, a jednak sucha i czysta, jej zajęcza, dolna warga, wytrzeszczone oczy, kolczyki i niedorobiony dred zwisający smętnie z karku. Może to ze strachu? Może za bardzo przypomina... ją. A może właśnie za mało ją przypomina? Pamiętam, że pierwszego dnia prawie dostałam zawału. Musiałam kilka razy powtórzyć sobie "to niemożliwe. To Wrocław, nie Katowice, nie Miasto Zapałek. To nie o n a, nie masz się czego bać, spokojnie. To nie ona". A jednak spojrzenie Panny Y jest bardzo podobne. Weselsze...
A Aleksandra dziś zaproponowała zmiany w parach. A pary były tylko dwie: Judyta-Aleksandra, Asia-Ja. No i stanęło na tym, że zmieniałyśmy się co rundę. Ta blond cholera za celnie uderza, zdecydowanie za celnie. Gadam prawie tak, jakby mi to przeszkadzało, hihihi. I tak ślicznie jest, kiedy woła moje imię. Zupełnie inaczej, niż te szmaty w szkole. D o p i n g u j e mnie, a ja się śmieję. Ona też się śmieje i prawie wypada jej biały ochraniacz na zęby. Co my tacy zabawni wszyscy? No i jeden koleś podszedł do mojego worka i wołał kolegę. Nie widział, że jest już zajęty. Przeze mnie. Musiałam skakać przed nim i machać mu rękawicą przed twarzą... Znów salwy śmiechu, To całkiem inaczej, kiedy oni się śmieją. Kiedy nazywają mnie "Kurczak". Kiedy wypychają mnie w stronę nowego i każą mu na mnie uważać, bo "jest z nami od sześciu lat, to trzykrotna mistrzyni świata".
To chyba naturalne, że nie zaprasza się nowej na urodziny, co nie? No własnie. Więc po co ukrywać fakt przyjęcia, kręcić i kłamać i mówić, że wcale nie ma się przecież urodzin, mhm.
ma się wam udać.
Od jutra mam już "normalnie" internet! c: