nie pasujesz do tego wszystkiego, czujesz sie samotny, zagubiony. tłumaczysz sobie , ze to miasto jest przeklete. bedac w innym znajdziesz upragnione szczescie i spokoj. ludzie cie nienawidza, ty ich nienawidzisz. twierdzisz, ze to dobry uklad. na hejt odpowiadasz hejtem, na usmiech usmiechem. choc i to staje sie dla ciebie przykra koniecznoscia. nie widzisz juz w niczym sensu. alkohol, papierosy czy sok i paluszki smakuja tak samo. nie odczuwasz przyjemnosci. mialas wokol siebie ludzi, ktorzy byli kims dla ciebie.. nagle przestali istniec. nie przeraza cie ich nagla strata tylko obojetnosc, ktore to wszystko za soba niesie. wczesniej posiadales priorytety, znalezienie wielkiej milosci, pielegnowanie wielkiej przyjazni, skonczenie szkoly z dobrym wynikiem, pozbycie sie nalogu czy zbednych kilogramow. dla innych ludzi plytkie, dla ciebie to bylo cale zycie. zawsze wazyles slowa, teraz nie widzisz roznicy miedzy antonimami. cieszylas sie gdy osoba dla ciebie wazna powiedziala ci komplement, plakales gdy z ciebie szydzila. dzisiaj odpyskujesz lub zdobedziesz sie na napad smiechu, bo nie chcesz wchodzic w zbedna dyskusje. gdy ktos ci powie, ze szukasz problemu tam gdzie go nie ma, przytakniesz i zaczniec sie smiac.. bo tak jest lepiej.