wczorajszy powrót do domu był jednym z bardziej przejrzystych. dokładnie obserwowałam cały swój umysł, analizowałam, wartościowałam.
oplułam się jadem kolejny raz i w efekcie głębokiego rozżalenia, roniąc łzy powtarzałam sobie jak bardzo jestem zażenowana własną postawą.
jak mogłam zrobić coś tak obrzydliwego osobie, która bez wahania oddałaby za mnie życie. jak mogłam postąpić tak perfidnie, bezczelnie i egoistycznie.
zdegradowałam własną wartość do poziomu znaczenia słowa 'człowiek', ulegając wszystkim pokusom jakie się pod nim kryją. czuję się paskudnie.
i tylko D. potrafi to wszystko odgarnąć z mojej głowy.
mia, coś ty narobiła.
mia, uderz się w twarz i kopnij w brzuch.
dziś czytałam swoje wpisy tutaj. i zatęskniłam za przyjeżdżaniem do Warszawy i wychodzeniem z Agrest i Jerzym. za telefonami od Jerzego, które zawsze poprawiały mi humor, za jego teorią o skażeniach, za uważaniem, by tego skażenia uniknąć wszędzie gdzie się nie poruszę, by Jerzego jakkolwiek nie zawieść, gdyby nagle gdzieś się pojawił. za całym kontaktem z Agrest i odwiedzaniem jej. za wspólnym nocnym płakaniem, rozmową, milczeniem. zrozumieniem. brakuje mi tego wszystkiego. chodzenia do kina z Jerzym, na obiady, na kolacje, na pizze, za jeżdżeniem taksówkami. tęsknię za wszystkim. za wszystkim.
ciekawe co się z Jerzym dzieje i czy czasem tu zaglądał. jeśli tak, to macham do Ciebie Jerzy! i wróciłbyś kiedyś. nawet jak będę już strasznie brzydka i zrobią mi się duże zmarszczki. :c
zapraszam do zadawania pytań: