Mnóstwość i martwość,
zdarzeń mnogość,
stateczność.
Depresyjność i sprzeczność,
cóż to za niedorzeczność?!
Nie wiem czy to konieczność,
tkiwć w tym wszystkim czy zdechnąć?
Może w wir siebie wepchnąć?
Nikła zdarzeń kolejność...
To za dużo dla jej mość
zmienić rybę w stos ości,
żeby dla swej miłości
mnożyć w sobie podłości.
Co najgorsze w ludzkości
w mym umyśle wciąż gości,
kiedy tak bez radości
pławię się w samotności,
co w mym sercu się mości.
Od czasu gdy swoje włości
wszystkie od jego mości
wyniosłam z durności.
Z serca swego miękkości,
co spala się z namiętności
przez te wszystkie chamskości
Twojej Prze-Jego Mości.
Co przenikają me kości,
dając dreszcze radości,
które słowem "boskości"
mało byłoby ochrzcić.
Że to głupie, bez sensu
staram się unaocznić
rzetelność precedensu -
ufam Ci jak wyroczni.
Ciągle szukam bliskości
gubiąc swe tożsamości
błąkam się w tej zazdrości
by co krok wpadać z poślizg.
Tęsknię do Twych czułości
błagam... chodź - ze mną pośpij.