Urodziny, urodziny, i po urodzinach.
Choc i tak w sumie ich swietowanie mialam rozciagniete na praktycznie caly tydzien.
Ale zeby nie bylo za pieknie, to caly ten tydzien choruje.
Bo przyroda kocha rownowage.
Wiec dobija mnie przerazliwie zimna, mokra i wiejaca pogoda.
Zastanawiam sie nad hibernacja.
Gdzie te dni pieknego, czystego nieba, przeskakane z Gutkiem na trampolinie?
Czlowiek czul sie taki mlody!
A teraz?
Czuje sie tak okropnie zmeczona i stara, ze mam ochote zawiesic zycie na kolku i po prostu spac.