Mój organizm cały czas nie umie się przyzwyczaić, bo mam wpisane dawne zdarzenia w moje DNA. Stopniowo staję się kimś, kim nigdy nie chciałam być. Egzystencjalny węzeł, sentymentalny bełkot. Zero podzielone przez zero daje zero. Mam siedemnaście lat i nie mam ani osobowości i charakteru, umiem tylko czekać. Chciałabym być czymś więcej, niż tylko kilkoma ulotnymi sekundami.
Nie pytaj mnie o nic, bo nie ma już o co.
Rozstrojenie. Jest mi za zimno, dlatego brzmię coraz to gorzej. Ale patrząc na skokowe działania, to i tak nie ja popadam w paranoję. Jeszcze nie teraz, jeszcze trochę mi brakuje.
Szkoda, że w gruncie rzeczy, osoby z mojego codziennego otoczenia potrafią zdradzić tylko moje personalia, ewentualnie poznać mnie po wyglądzie.
Trochę oddycham, trochę nie oddycham. Tęsknię za czymś, czego jeszcze w moim życiu nie było.
Chciałabym zapytać, dlaczego pozwolono mi uzależnić się od Ciebie? Powinniśmy porozmawiać. Powinniśmy się spotkać. Powinno być dobrze. Wiem, że nie może tak być, ale wystarczy, że nie odzywasz się przez pewien czas i wychodzę z ciała. Wydaje mi się, że hodujesz mnie jak wiecznie zieloną roślinę, w rzeczywistości tak nie jest.
Bóg może i jest, ale nie odbiera telefonów ode mnie.
Położyłam się dziś na podłodze i miałam ochotę na papierosa i seks. W obojętnej kolejności.
Czasem budzisz się rano i masz wrażenie, że to nie Twoje życie.
Pojedyncze syndromy depresji, drżącą powiekę i skurcze języka mogę wytłumaczyć sobie niedoborem magnezu.
Czasem cały świat siada mi na mostku, czasem nie mogę oddychać i czasem, jakby, przerastam sama siebie.
Kilkanaście decybeli Twojego głosu rozbudza we mnie więcej emocji, niż niejeden utwór z dyskografii moich ulubionych zespołów.
Tętno jeszcze wzrasta. wiem, że nie powinno. Umysł nie panuje nad ciałem, kiedy gałki oczne wysyłają Twój, przypadkiem napotkany, obraz.
Ciężko jest żyć ze świadomością, w której nie widzisz siebie w przyszłości i wolałbyś zniknąć. Rozproszyć się, rozetrzeć. Teraz.
Mam w sobie duże pokłady tęsknoty. Jakby Ci przyjebało z nich tak naraz, to rozpierdoliłoby Cię na atomy.
Nie mogę nie dbać o siebie. Nie mogę zapominać o innych, tak samo jak nie mogę o sobie. Nie mogę się nie rozwijać. Nie mogę być zimna. Nie mogę nie móc.
Z daleka, gdzieś z nadchodzącej przyszłości, słyszę odgłos kilku zatrzaskujących się po kolei drzwi niczym powoli umykające domino. I zdaje się, że wtedy coraz bliżej do wyciągnięcia korka z wanny tego oceanu, który był najspokojniejszym domem przez pewien czas. Nie unikając posprzątania kubków, koców, książek i nieopisanych płyt, które zostaną na dnie.
To było mocne uderzenie. Ta myśl znikąd, że pogubiłam po drodze mnóstwo kawałków siebie, że zszarzałam, zbladłam i prawie mnie nie widać. Że się rozmyłam i się znikłam. To poczucie tęsknoty za sobą.
Jesteś tym, do którego, mimo wszystko, sentyment zostanie na zawsze.
Jak dobrze mieć kogoś, kto jest po prostu blisko, czuć bicie jego serca i odwdzięczać się swoim.
Nie jestem obrażona. Ja tylko w spokoju przeżywam moją chwilę nienawiści do Ciebie.
Dobrze wiesz, że go potrzebujesz. Że miłość do Niego, jest silna, a tęsknota Cię wyniszcza. Jednak wiesz, że nie wolno Ci pisać, nie wolno tęsknić, bo to wszystko jest tylko jednym, wielkim gównem.