Ja nie umiem mówić co mnie boli, tak prosto w oczy ludziom, których w pewnym sensie podziwiam i niesamowicie szanuję. Dlatego może kiedyś któryś to przeczyta, może nie będzie chciał ze mną rozmawiać na ten temat (i na to liczę), ale będzie po prostu wiedział.
Ja jestem tak ambitna, jak ambitna jest rola, któą gram. Czyli, póki co, wcale nie poczułam tej ambicji w sobie. No bo co ambitne go jest w kretyńskim szalonym kibicu, idiotce co łazi w tę i wew tę, czy innej zapowiadającej. Do kurwy nędzy, rok już żyję w tym "związku" a owoców, jak nie było, tak nie ma. No bo podział jest na tych "ok" i na tą "wynieś, przynieś, pozamiataj". Może i teraz demonizuję lekko sprawę, ale tak to mniej, więcej wygląda. Nie chcę więcej beczeć na spektaklach, jak jest ciemno, a scena wcale wzruszająca nie jest.
To tyle, co chciałam powiedzieć.