Popijając herbatkę na trawienie czuję jak moje jajniki wrzeszczą, że ciocia w czerwonym cadilacu jest coraz bliżej i słyszę krzyki zeszytu od historii który mówi, że Santi wzniósł Bazylikę Świętego Piotra. Patrzę na zdjęcie powyżej i z dumą mówię" EJ! to przecież ja!" a uśmiech wkrada się na moją twarz. Duma rozpiera, już czuję te spojrzenia pełne zdziwienia i szepty"Przecież to siostra tego R., pamiętasz? Jaki to pulpet był przecież! Co jej się stało?!"
Tak będzie, bo już wiem, że jestem silna. Od powrotu od babci minęło sporo czasu, wiem. Miałam dietę, nie miałam... Rozważałam to i tamto. Ale już wiem, że mogę. Mogę ograniczyć jedzenie, wierzę. Teraz już NAPRAWDĘ wierzę, że będę taka jak powyżej. Uda mi się. Fitness plus 500 kcal dziennie. No. Jedynie weekendy nie są tak bajkowe. Będzie już moja mama czyli i obiad... Ale dam radę, nie poddam się już. A jak zacznę wymiękać, dajcie mi mega kopa. Nie cackajcie się ze mną, chcę prawdziwych, szczerych słów nawet, jeśli będą one bolesne.
Waga? pierwszego września było to 70kg. Wzrost 173. Teraz nie mam pojęcia ile, ważę się pierwszego października. Cel? 55kilogramów.(słownie: pięć-pięć).
Trzymajmy się razem, damy radę. Wystarczy nam siły, mamy ją w sobie, schowaną głębiej lub nie...
A jutro już do szkoły...