<3
Jutro wybywam na dwa tygodnie. Nie wiem, czy dam radę. Jak na wadze pojawi się więcej to zrobię sobie krzywdę... To jakaś masakra.... Czemu chce mi się? Czemu nie mogę być pozbawiona zmysłu smaku i węchu? Jakbym patrzyła tylko na to żarcie nie kusiłoby tak...
Dajcie mi siłę.
Siłę bym się nie poddała i nie zabiła własnej babki.
Pragnę... Pragnę czegoś bardzo, ale to samo nie przyjdzie, pytanie CZEMU?! jest bez sensu. Temu, bo miłe rzeczy nie spadają z nieba. Muszę chcieć nie chcieć. Muszę przestać myśleć, wyłączyć się. Nie mieć czasu na nic. Na żadne myślenie o jedzeniu. Jutro strzelę sobie chyba głodówkę... Powiem babci, że jestem chora i żeby się odpieprzyła z tym żarłem. Wieczorem pójdę do pobliskiej stajni z krowami i popatrzę. Wielkie krowiska, muczące i żrące na zmianę. Nie wspomnę o wydalaniu(oj, już wspomniałam.), to naturalne. Acz mój metabolizm jest tak pojebany, że daje mi się wypróżniać tylko raz dziennie. Pytam WHAT THE...?! Co mam zrobić, żeby przyspieszyć tę pracę jelit? Chuj. Chuj, chuj, chuj, chuj i jeszcze raz. Jestem strasznie rozzłoszczona, nie wiem czemu. Może przez te wielkie balerony zamiast nóg? Dajcie mi siłę, pokażcie, że można, jak się chce.
Chudych dwóch tygodni, gąsieniczki<3