W nocy nawet nie obudziłam się. William podobno płakał, ale Roy uspokajał go na tyle szybko, że nie zdążyłam usłyszeć. Mężczyzna idealny. Poza tym wcześniej wymęczył mnie tak bardzo, że resztę dnia chodziłam jak żywy trup. Matthew nawet niepokoił się o moje zdrowie. Jakbym mogła być chora. Co najwyżej zatruta, ale przecież nie miałam czym. Po prostu poranny trening był zdecydowanie za bardzo intensywny jak na moje możliwości. Powinnam wcześniej powiedzieć Royowi, że mam już dość. Nigdy nie zmuszał mnie na ćwiczenie ponad siły. Tym razem chciałam chyba udowodnić sobie coś niemożliwego.
Dzisiejszy trening był krótszy, ale nadal intensywny. Na szczęście wiedziałam kiedy powiedzieć dość. Nawet puszczałam mimo uszu jego chamskie odzywki i krzyki. Właściwie to na mnie działało. Roy jakimś cudem potrafił zmotywować wojownika.
Później zostałam sama z Williamem, bo Roy chciał jeszcze trochę potrenować. Mogłabym na to popatrzyć, ale raczej widok jego umięśnionej klaty nie pozwoliłby mi trzymać rąk przy sobie. Wolę jednak zostać sama ze swoim dzieckiem. Jednak nie widzi mi się siedzenie w ciemnej komnacie. Dlatego wyciągnęłam na balkon bujany fotel, który tak uwielbia większość domowników. Zabrałam Williama na ręce i usiedliśmy na słońcu. Mały niemal od razu usnął z uśmiechem na twarzy. Jak ja go kocham...
- Przeszkadzam? - usłyszałam.
Podniosłam głowę do góry i ujrzałam Julesa. Stał w oknie balkonowym i mrużył oczy, bo raziło go słońce. Dawno z nim nie rozmawiałam. Zawsze był jakiś zabiegany. Zresztą nie tylko on. W Królestwie Cieni jest wprowadzane naprawdę wiele zmian. Nie tylko Jules i Aurora są w to zaangażowani. Właściwie to wszyscy coś robią tylko nie ja.
- Nie - odpowiedziałam. - Przecież nic nie robię. Zadajesz głupie zadania.
- Nic się nie zmieniłaś... Żałuję, że nie mam dla ciebie więcej czasu. Mimo wszystko nadal jesteś dla mnie córką i pamiętaj o tym.
- Chcesz czegoś ode mnie... Zawsze mi słodzisz, gdy coś chcesz. Też cię znam, bo w końcu jesteś moim ojcem. Jedynym, którego pamiętam.
Poprawiłam się na fotelu i popatrzyłam na niego. Chyba denerwowało go słońce, bo przykucnął obok mnie i uśmiechnął się. Czyli czegoś chce. Skąd ja to wiedziałam? Zawsze lizał mi dupę jak miał jakąś sprawę. Gdy niczego nie chciał to warczał i wypominał mi błędy, o których chciałam zapomnieć.
- Chcę wiedzieć czy zgodzisz się zasiąść na tronie, gdy przeniesiemy tutaj Królestwo Śmierci. Daniel powiedział, że nie zgodzi się rządzić bez ciebie - oznajmił Jules.
- Nie nadaję się do tego - westchnęłam i pogłaskałam Williama po główce. - Nigdy nie miałam okazji przekonać się jak wyglądają sprawy wewnątrz Królestwa Śmierci. Nie będę dobrą królową.
- Wszystkiego się nauczysz i będziemy ci pomagać. Po prostu wojownicy chcą cię na tronie, a ty masz do niego pełne prawo po tym jak twoi rodzice się go zrzekli.
- Myślisz, że aniołowie odpuszczą jak wszyscy uciekną? Jeśli nie chcecie mnie im oddać to musimy wymyślić coś innego. Nie chcę żyć w strachu. Jestem tu uwięziona, a nie chcę tego.
Jules usiadł na ziemi i popatrzył na mnie. Nie odpuści? Nie wiem czy chcę siedzieć na tronie, ale z drugiej strony jakie mam wyjście? Żadnego chyba. Nic na tym także nie stracę. Może w końcu poczuję się potrzebniejsza i jakimś cudem będę wiedzieć o wszystkich planach. Zawszę mogę zrezygnować, bo nikt nie każe mi rządzić skoro nie będę tego chcieć.
- Pokonamy ich - powiedział zdesperowany Jules. - Barnabas był niezniszczalny, a mimo to znaleźliśmy na niego sposób.
- Ale jakim kosztem?! Katherine nie zniszczyła tylko swojego życia. Mam ci wymieniać kto przez nią cierpiał? To niepotrzebne, bo dobrze wiesz co robiła przez te kilkanaście lat. Nie jestem nią i masz tego świadomość. Ty mnie wychowałeś i jesteś moim jedynym rodzicem.
- Dlatego uważam, że nadajesz się na tron. W świecie śmiertelników zachowywałaś się jak nastolatka. Być może dlatego, że chciałaś się wpasować do otoczenia. Teraz dorosłaś i zrozumiałaś kim i czym jesteś.
Musiałam się wpasować w otoczenie, bo jakie miałam wyjście? Zachowywałam się jak oni, ale... nie do końca. Jednak moje pochodzenie dawało o sobie znać w pewnych sytuacjach. Na przykład, gdy wkurzyła mnie Arden. Zawszę ją biłam, a nawet chciałam zabić. To było zachowanie typowe dla wojowniczki. Jules nie mógł sobie ze mną poradzić. Teraz jak myślę o tym co robiłam jest mi strasznie głupio.
- Lexi Eleno... Wyrosłaś na naprawdę potężną kobietę. Wiesz jakie masz w sobie pokłady mocy i możesz wiele. Dlatego aniołowie się ciebie obawiają. Wiem, że boisz się uwolnić moc, którą Enzo w tobie uśpił, ale kiedyś będziesz musiała stawić temu czoła.
- Teraz nie jestem na to gotowa. Poza tym chcę zająć się Williamem, a nie czarowaniem.
Pogłaskałam swojego synka po główce i odwróciłam głowę w drugą stronę. Zobaczyłam Roya, który chyba już wracał, bo biegł w stronę pałacu. Jednak znając jego to zrobi jeszcze ze sto kółek wkoło budynku. Wróci, gdy będzie kompletnie wyczerpany. Znów. Nie powinien tyle trenować. Jest w doskonałej formie i ma rodzinę, którą powinien się zająć. Obiecał mi nie oddalać się, a nadal to robi.
Inni zdjęcia: Zwierzęta suchy1906SEO linkbuilding delanteseoTam i z powrotem rezzou... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24