Sonisphere 2010 Warszawa!!

Było ŻAJEBISZCIE jak to określił Trujillo!

Opowiadania jest na minimum godzinę dlatego napiszę to tutaj żeby nie opowiadac każdemu z osobna!

W  chuj ludzi nie jestem w stanie ogarnąc tej liczby głową było, w tym wielu obcokrajowców. Nic dziwnego historyczne wydarzenie ostatnie takie to trasa Clash Of The Titans a i tak tam zabrakło Metallici.

Behemoth - Lubię muzykę nie znoszę Nergala i jego tekstów i ich przesłania. Niemniej muzycznie dobrzy a i show zagrali jak należy, Orion (basista) ma łapę jak dwie łapy Trujillo czym mnie zdziwił (w gazetach tego nie widac czy na teledyskach). Grał normalnie paluchami tak mocno że brzmiało jak slap, to mi się podobało. Dobry koncert zagrali chociaż ni z gruchy ni z pietruchy ich do reszty zespołów. Ale  40 minut minęło i po kolejnych 15 dało się słyszac charakterystyczny dźwięk gitary Scotta Iana.

Anthrax - rozpoczęli słusznie od "Caught In a Mosh", przy czym jak można się domyślec ruszyłem napierdalac. I tak mi zleciało kilka kawałków. Miłe zaskoczenie, że z Anthraxem jest znowu Joey Belladonna! Wokal na miarę Bruce'a Dickinsona czy Roba Halforda , bardziej heavy niż thrashowy. ale tworzący Anthrax jak dal mnie, razem z intrumentalistami. Dobry koncert dobre legendarne tupanie Scotta i skakanie Franka Bello! Zajebiście! godzinny szoł i same hity!

Megadeth - na to czekałem, i zawiodłem się strasznie.Nie dało się zauważyc powrotu Davida Ellefsona (żadnych basowych sztuczek, żadnych solo). Mustaine powiedział dwa słowo do mikrofonu. Pewnie był wkurwiony, że gra przed Metallicą ,a i jeszcze dali mu satanistycznego Behemotha. Najgorsze szoł ze wszystkich, chociaż kawałki grali idealnie, ale zero energii. Po dwóch kawałkach czekałem już tylko na RZEŹNIKA!

Slayer - kurwa mac to był dopiero metalowy koncert ! Tak to powinno się grac metal! Setlista złożona z moich ulubionych kawałków! Araya po operacji kręgosłupa nie namachał się w ogóle głową, no ale niestety. Przynajmniej widział punblikę i mógł dużo o niej powiedziec. Np. to żę nie widział końca tłumu po horyzont.!! Zaczęli tytułowym kawałkiem z "World Painted Blood" a potem już same hity było "Disciple" z legendarnym refrenem, było "Ded Skin Mask" z mhroochzną zapowidzią Toma, było "South Of Heaven", i pełno pełno innych.Już przy pierwszym kawałku zrobił się niedaleko naszej miejscówy mały circle pit, gdzie oczywiście ruszyłem i bez przerwy do ostatnich nut "Raining Blood" moshowałem jak dziki. Był kocioł, były ściany śmierci, był SLAYER! To było to!

Wszystkie wspomniane zespoły jednak zostały wg. mnie potraktowane jak supporty przez "gwaizdę wieczoru" - Metallicę. Gdy ta grała 2,5 godzinny inni mieli godzinę (dobrze że Slayer przeciąnał do 1,5), Gdy Metallica miała swoje pokazy pirotechniczne, inni nie mieli nic (Kerry King nie został oblany "krwią" przy solo z Raining Blood)! Metallica mogła przez 30 minut po konercie dziękowac fanom i mówic nam że jestesmy zajebiści, a inni nawet na to nie mili czasu. Mimo to Metallica dała super dobry szoł a wspomniana pirotechnika sprawiała że dosłownie było gorąco momnetami! Zajebiste szoł i jak dla mnie na równi ze Slayerem, mimo różnicy czasu (albo po prostu za bardzo lubię Slayera). Mega mega zejsbity koncert mega mega mega!

Sam koncert to jednak nic, bo mam kolejne 2 godziny opwowiadania tego co się zdiało po i przed i w ogóle! Spałem (poza dzisiaj) dopiero w nocy z poniedziałku na wtorek. Stanie w pociągu 7 godzin, gubienie się w Warszawie, sikanie do butelki w koncertwoym tłumie, Gucio który odjechał autobusem w Wa-wie w pizdziec bo nie zdąrzył wysiąśc, Rumcajs który zniszyczł wszystko i wszystkich, i afery z pociągami! Poza 7 godzinami koncertu nie było MINUTY żebym nie był wkurwiony!

Ehh.. ale to na inną okazję bo już mi się nie chce paru osobom to opowiedziałem ale za dużo mówienia :)

Po prostuy było zajebiscie jest co wposminac.

GOOOD HAAATES US AAAAAALL!!!!