kolejne z serii.
Jest dużo kawy i jeszcze więcej muzyki. Po stokroć jazz. Trzy łyżeczki cukru.
Smak, zapach tytoniu.
Czekolada i światło. Kamienice zbudowane słońcem.
Noc otulona pomarańczą.
Dotyk świata. Pieszczota światła.
Spotykam się z Bogiem. Śmieję się do łez.
Rozmowy nasze przetykane ciszą jak wiklinowe gałązki, przypominają raczej oddech.
Na zewnątrz, do wewnątrz, a jednak zdumiewająco spójnie z rzeczywistością.
Rzeczywistość słowami i dźwiękiem, każdym możliwym wejściem wlewa mi się do głowy, ciało odrywa się od zmysłów, duch nie protestuje. Jest niewyobrażalnie pięknie, jest jakby przedsionkiem oczekiwania ten stan, gdy wiara jest już pewnością.
Nowe dźwięki oswajam precyzyjniej niż jakąkolwiek żywą istotę.
Wyzwanie rzucone wbrew jakiejkolwiek fizyczności czy czasoprzestrzeni.
Życie to teraz.