Wierzę w ludzi.
A przynajmniej zaczęłam.
Nie chce oceniać tylko z mojego punktu widzenia.
Nie chce osądzać, bo słyszałam to i tamto.
Chce robić coś dla siebie, być kimś dla innych, uśmiechać się cały czas.
Byłam świadkiem pewnego zdarzenia.
Czy było tragiczne sami ocenicie.
Starszy pan biegnie na tramwaj. Jest już naprawdę późno. To pewnie ostatni dzienny transport do jego celu.
Drzwi pomału się zasuwaja, starszy pan wbiega na ostatnią chwilę.
Nowsze tramwaje mają zamontowany czujnik ruchu, przez co drzwi rozsuwaja się.
Starszy pan nie zdążył chwycić się poręczy i spada ze schodów w kierunku betonu z głośnym hukiem.
Podbiegaja do niego 3 osoby w tym moja osoba przerażona całym zjawiskiem.
Pan za bardzo się nie rusza. Aparat słuchowy wypadł mu z ucha. Kartonik który miał w rękach cały zgnieciony.
Pomagamy wstać, pytamy czy nic się nie stało.
Podnosimy wszystko.
Tramwaj stoi. Czeka.
Pan pięknie dziękuje że łzami w oczach i spokojnie wsiada do tramwaju sprawdzając jak mocno się potłukł.
Gdy tramwaj odjeżdża starszy pan kiwa w nasza stronę ręką i uśmiecha się od ucha do ucha.
Żadna tam tragiczna historia.
Tramwaj czekał, starszemu Panu nic się nie stało, wszyscy się uśmiechają.
Zaczynam wierzyć w ludzi. Coś pięknego.
Zacznę od siebie.
Nie, nie nawróciłam się :D
Pozdrawiam z uśmiechem na twarzy :)