No świetnie, udało się! Tyle czasu starania, badań, wydanych pieniędzy i w końcu są wyczekane dwie kreski.
Ale co dalej?
Po tym jak już wewnętrznie pogodziłam się z myślą, że być może nigdy nie doświadczę rodzicielstwa nagle okazało się, że się myliłam. I co? Uderza mnie myśl, że tak naprawdę nic nie wiem. Żyjąc w przekonaniu, że to tylko złudne nadzieje, nie byłam na to zupełnie przygotowana.
Myślę, że mimo wszystkich emocji, jakie towarzyszyły tej wspaniałej nowinie, udało się do tego podejść zdroworozsądkowo. W końcu tego właśnie chciałam, prawda?
Zaczynając od wizyty u ginekologa i zaglądając na fora szybko zaczęłam odpowiednią suplementację, unikałam odpowiednich produktów, przygotowywałam się na zmiany, jakie mogą nastąpić w okresie ciąży.
Mimo wszystko uważam, że naprawdę nie miałam na co narzekać - mdłości występowały bardzo rzadko, ogólnie samopoczucie miałam dobre. Bardziej emocjonalnie zaczęło się, gdy na pierwszych badaniach wyszła mi toksoplazmoza. Ja nawet nie mam kota! Mając w pamięci wszystkie przypadki poronień w oim otoczeniu, których mimo wszystko było dość dużo, naprawdę się wystraszyłam. Na szczęście okazało się, że jest to dośćdawne zakażenie, ale stres którego wtedy doświadczyłam był chyba największy w całej ciąży. Później wszystko szło dobrze, do momentu aż w okresie jesiennym zachorowałam. Poszłam na L4, po którym miałam zaplanowany urlop. W międzyczasie doświadczałam epizodów silnych bólów podbrzusza, przy których aż nie mogłam się wyprostować.
Byłam na wakacjach zaplanowanych już dawno, ale nie wykorzystałam tego czasu w stu procentach, niestety. Czułam się słabo, wielu rzeczy musiałam sobie odmawiać, pomimo All inclusive nie mogłam sobie pozwolić na wiele dań, które serwowano. Można powiedzieć, że po prostu odpoczęłam, chociaż na ogół preferuję bardziej aktywne formy wypoczynku i zwiedzanie. Już wcześniej bałam się wszelkiego rodzaju zakażeń, które mogłabym złapać na publicznych basenach, dlatego zapobiegawczo zaczęłam brać probiotyki.
Po powrocie do Polski byłam na wizycie u ginekolog, która ze względu na osłabienie odporności i ataki bólu, których wtedy doświadczałam, zdecydowała się ponownie dać mi zwolnienie lekarskie. Nie planowałam iść na L4 tak szybko, jednak to los zdecydował za mnie. Mimo, że jest to rzecz normalna, czułam się winna że idę na zwolnienie. Wydaje mi się, że wiele osób ma podobne myślenie do mojego. Naprawdę nie wiem, z czego wynika taka mentalność. Sama doradzałabym koleżankom, żeby się nie przejmowały gdyby to one były na moim miejscu. Decyzja jednak okazała się słuszna, bo już na badaniach prenatalnych powiedziano mi o obniżeniu łożyska i ryzyku odklejenia. Żeby tego uniknąć musiałam się oszczędzać i unikać aktywności fizycznej.
Chociaż nie należę do osób, które ćwiczą coś regularnie, naprawdę zaczęło brakować mi ruchu. Próbowałam uzupełnić to spacerami na tyle, na ile było to możliwe, ale to również okazało się niełatwe - często było mi słabo, również dużo częściej musiałam korzystać z toalety. Pogoda również bywała niesprzyjająca. Spacery ograniczyly się więc do krótkich tras w okolicach domu lub zakupów (oczywiście nie ciężkich bo przecież nie mogę dźwigać). Wyciągałam czasem na zakupy moją mamę lub siostrę, żeby było mi raźniej, ale niejednokrotnie musiałam wychodzić ze sklepu się przewietrzyć lub siadałam pomiędzy półkami gdy zaczynało wirować mi w głowie.
Tak mijał okres ciąży... praktycznie od początku zaczęłam stosować też krem przeciw rozstępom. Długo nie widziałam w tym sensu bo mój brzuch był znikomy. Natomiast znacznie urosły mi piersi. Brzuch zaczął pojawiać się dopiero w późniejszym czasie. Teraz, będąc w 9 miesiącu, przyznam, że jest już naprawdę imponujący :) Mimo moich starań nie udało mi się całkowicie uniknąć rozstępów - pojawiły się w miejscach, które być może zaniedbałam z kremowaniem bo zniknęłu mi z pola widzenia, haha. Rozstępy mam w górnej części ud i troszeczkę na piersiach. Cóż, byłam gotowa na takie rzeczy, w końcu chciałam zajść w ciążę.
W okresie ciąży zmagałam się z różnymi dolegliwościami z którymi pewnie niejedna ciężarna przede mną i niejedna po mnie będzie się zmagać. Niektóre z nich są bardziej wstydliwe, jak hemoroidy czy epizody nietrzymania moczu. W tym czasie doświadczyłam obu tych rzeczy. Inne są bardziej powszechne, jak właśnie wspomniane wcześniej rozstępy czy inne zmiany skórne, mdłości, zgaga. Oj zgaga, to moja zmora. Każdej nocy przygotowuję sobie tabletki pod poduszką i gdy nie umiem zasnąć przez ten piekący ból od razu rozgryzam kolejne tabletki. Jestem higienistką stomatologiczną - wiem, jak niezdrowe może być podjadanie nocne, dlatego starałam się tego za wszelką cenę unikać, jednak nie mogę sobie odmówić zażycia tych tabletek wiedząc, że bez tego nie mam szans zasnąć.
Sen - to właściwie również luksus. Bawią mnie rady pod tytułem "wyśpij się teraz, jak dziecko się urodzi to nie będziesz mieć czasu na spanie". Rany, wiem - dziecko wymaga dużo uwagi i opieki. Ale spanie w ciąży jest naprawdę trudno - obudzi cię zgaga, pęcherz, albo bardzo aktywne dziecko które zacznie się wiercić w twoim brzuchu. Nie wspomnę już o tym, że trudno znaleźć odpowiednią pozycję - w tej za bardzo naciskasz na brzuch, w innej trudno ci się oddycha, a w jeszcze innej drętwieją ci nogi. Śpię otoczona poduszkami, czego oczywiście nie docenia mój mąż. Nocne przytulanie poszło w zapomnienie, jak również miejsce w łóżku :) Jak urodzi się dziecko już wiem, czego pozbędziemy się w pierwszej kolejności - poduszek z łóżka.
Im dłużej trwała ciąża, tym bardziej byłam spokojna. Pomimo kilku nieodpowiednich wyników i uciążliwości dziecko rozwijało się dobrze, o czym zapewniano mnie na każdych kolejnych badaniach. To przecież dla mnie jako matki jest najważniejsze - żeby z moim synem wszystko było wporządku, a ja jakoś się przemęczę. Na kolejnych badaniach prenatalnych zapewniano mnie o prawidłowym rozwoju. To wystarczyło, żeby wszystkie inne problemy poszły w niepamięć.
Teraz jestem w 9. miesiącu ciąży. Solidne kopniaki z mojego brzucha i regularne wizyty zapewniają mnie, że tam w środku wszystko wciąż jest wporządku. Odliczam ostatnie dni ale nie boję się - na tyle na ile mogłam się przygotować, jestem przygotowana. A na to, na co nie da się przygotować, cóz... będziemy mierzyć się na bieżąco. Nie jestem sama, a to luksus, z którego nie każda kobieta może skorzystać.
W końcu rodzicielstwo to jedna wielka przygoda i wyzwanie, prawda? :)