Przypadki są w gramatyce, nie w życiu.
Panna Magdalena o słownictwie nie tyle kolokwialnym co wręcz ubogim uraczy nędzną kreaturę zwaną społecznością internetową próbką swego marnego i nie rokującego wcale języka, ku uciesze swojej i zgrozie Wielebnej.
(Dobra, dobra koniec o wielebnej. Ma być spokojnie i bez nerwów. Pełne opanowanie, oddech, oddech)
Zdobyłam nowy szczyt. Szczyt, z którego wszystko widać lepiej i wyraźniej, na który jednak nie było tak łatwo się wspiąć. Szczyt, który jest summą wszystkich niepowodzeń, trudności, każdego zwątpienia i każdego upadku, każdej przeciwności i złośliwości losu. Szczyt, który śmiało można nazwać szczytem szczęścia. Dlaczego? Doświadczyłam wczoraj niepojętej łaski, takiego cudownego przeświadczenia i świadomości obecności radości i szczęścia. Siedząc u Antoniego, słuchając cudowności dotknęłam wreszcie PRAWDY i tego, co było mi potrzebne od dawna. Porównałam sobie do to mnie boli i kłuje z tym co cieszy, to co denerwuje z tym co raduje, to co każe mi płakać i to co sprawia, że sama z własnej woli wylewam łzy szczęścia. Rachunek okazał się prosty. Ogrom szczęścia, który przypada na mnie jest wręcz niemożliwy do ogarnięcia: milusie sytuacje, Ci najukochańsi, Szef, madziowy styl bycia i wiele innych bardzo cieszących mnie idei i wartości wszystko to zdaje się być Czomolungmą wszystkiego. Te niepowodzenia i smutki to tylko punkty zwrotne, po których dostrzegam, że to na nich buduje się moja radość, dzięki nim odkrywam szczęście na nowo, dzięki nim każdego dnia szczęście ma inne imię, każdego dnia szczęście ma inną barwę, każdego dnia widzę, że mój uśmiech generuje uśmiech innych a ich uśmiech...
Będę brnąć dalej w ten zagmatwany świat, nie będę stawiać oporu przeciwnościom, bo wreszcie zrozumiałam, że one są dobre, że stawiają mnie od pionu, ściągają na ziemię, by za chwilę znów pozwolić mi się odbić.
Idę do Taty ;*
Tam ktoś wisi <3! Dziękuję!