m(L)= v m(L)=
należy <0, +nieskończoność)
należy <0, +nieskończoność)
Za dobrą interpretację wzorów +10 do inteligencji.
Co u Madzi? Dobrze jest w sumie. Chociaż nadal przejmuję się bzdurami, ratuję coś co już dawno zostało skazane na przegraną, bawię się w dobrą wróżkę i staram się żyć ze światem tak, jak bym chciała żeby świat żył ze mną. Durne to jest i męczące, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. I niestety nie jest. Przygotowanie do matury idą pełną parą, zabawa trwa, bo męczarnią tego nazwać nie można, bo całkiem przyjemnie jest i mam nadzieję będzie. Poza maturalnym szałem i kontaktami międzyludzkimi jest jeszcze Tata- jego uśmiech, wyzwala we mnie wszystko, co pozytywne, niszcząc to złe. W ogóle zauważyłam, że kiedy zaczynam wygrywać z jakimś problemem czy jakimś defektem we mnie, zaraz dostrzegam kolejny i jeszcze jeden i dopiero wtedy uświadamiam sobie ile złego we mnie siedzi, bo przecież siedzi i ja to wiem, i Ty to wiesz, i wszyscy wiedzą, choć nie chcą tego przyznać.
Rzadko kiedy budzę się z przekonaniem, że będzie dobrze, rzadko kiedy też kładę się spać z taką myślą, ale chyba ten niepokój daję mi siły i motywację do ciągnięcia tego dalej, to brnięcia w ten szary, zasmarkany świat z wiadrem farby i pędzlem.
Małe nieprzyjemności/złośliwości/przykrości są trudne. Są gorsze chyba niźli jakiś wielki problem, do którego jednak można było się jakoś przygotować lub chociażby przewidzieć, że coś takiego może nastąpić. Małe wredzioszki przychodzą nagle, ni stąd ni zowąd przeszywają serducho i rozum, zmuszają mięśnie twarzy do zmiany jej wyrazu, produkują nadmierną ilość pesymistycznych myśli i niegrzeczną adrenalinę, chęć odgryzienia się, albo ucieczki gdzieś daleko. Są także sprawdzianem samokontroli, autokrytyki i dystansu do samego siebie. Dobrze jest mieć opanowane te trzy dyscypliny na możliwie maksymalnym poziomie, dobrze jest mieć chociaż jedną z tych cech na poziomie podwyższonym, dobrze jest też podchodzić do całości zagadnienia z poker fejsem i uśmiechem reagować na wszystko, ale co jeśli nie ma się ni tego, nie tamtego, ani nawet tego ostatniego? No niby nic wielkiego się nie dzieje dla świata zewnętrznego, wszystko niejako zostaje w porządku wertykalnym, ale w środku rozpieprza się wszystko, no przynajmniej na tą chwilę, dwie, godzinę, dzień czy tydzień wzburzenia. Wredzioszki mają bowiem to to siebie, że zagnieżdżają się w pamięci i pozostają na długi, długi okres i pobolewają od czasu do czasu - no chyba, że ma się auto- kontrolę, krytykę i dyscyplinę i ewentualną autoironię, tym szczęśliwcom gratulujemy.
Buduję dziwne relacje, potem one same się niszczą, potem ja szaleje by je odbudować, ale z gruzów trudno zbudować piękny budynek, odbudowuję więc atrapę budowli, ta składa się szybciej niż zdmuchnięty domek z kart, potem to wszystko leży wokół mnie, wala mi się pod nogami i ciągle przypomina, że jest. Biorę się więc zbieram, sprzątam, myślę, czy nie dałoby się tego ponownie przetworzyć. Znowu więc próbuję coś z tego stworzyć, może tym razem coś mniejszego, ale trwalszego, jednak bez odpowiedniego łączenia 3 cegły nadal pozostają tylko 3 osobnymi cegłami a nie całym murem. Zbieram więc to cholerstwo i oddaje komuś innemu, komu akurat do idealnej budowli brakuje owych trzech cegieł. Czuję się spełniona- pozbyłam się balastu i zrobiłam dobry uczynek, ale w madziowym serduchu pozostała wyrwa po fundamentach, kawałek gruntu, który wyjałowiony do niczego się już nie nadaje, rosną tam tylko chwasty i od czasu do czasu pojawia się jakiś mak, by przypomnieć chwile, które były dobre, a które są niczym, które tylko tę wyrwę jeszcze bardziej rozkopują.
Szybko mi poszło. Szybko zginie w eterze internetowych wywodów i dobrze.
Fotoblogowe notki mi nie sprzyjają- popadam w dziwny nastrój.