Życie bez marudzenia nie ma sensu, marudzenie bez odbiorcy również.
Uporałam się z przemyśleniami, dałam upust madziowym sentymentom, zabawiłam się nawet sama ze sobą w krwiożerczą grę o haniebnym tytule: 'Jak się wzruszyć, by się nie rozczulić", przebiegłam miliony kilometrów moich nieskładnych myśli, by oto z trwogą doświadczyć, że czas przemyśleń niedługo się skończy. Ale nie, narzekać nie będę, nie mam zamiaru. Zwłaszcza, że mój humor jest tak stabilnie cudowny, że szkoda byłoby go marnować na jakieś tam przejmowanie się szkołą, maturą [sic!] i innymi bzdetami. Trwam sobie nieustannie podpięta do trakcji, z której wprost wali elektrycznością, co wymusza na mięśniach mojej twarzy chroniczny uśmiech. Drwię z małych niepowodzeń, wielkie nieprzyjemności umniejszam i z tych również drwię. Uwsteczniam się, to pewne, jednak nie pozostaję obojętna wobec rozwoju umysłowego i duchowego.
Udaję, że się uczę, a tymczasem obmyślam strategię wytrzymania z własnym 'ja', co jak wiedzą nieliczni, bywa i trudne dla osób postronnych, choć w wielu sprawach ta postronność jest nieco zachwiana. Poświęcam więc sobie wiele czasu, egoistycznie mogłoby się zdawać, lecz myślę, że jest w tym sporo altruizmu. Bo skoro i ja opanuję wreszcie swoje emocje, poceruję zszargane nerwy i nauczę się przyjmować wszystko z niejakim posłuszeństwem, jako dar niebios i będę starać się przeciw temu nie buntować, innym będzie łatwiej ze mną lub chociażby obok mnie żyć. Wszystkie te moje przemyślenia i w efekcie jakieś małe zmiany przyjmuję z entuzjazmem, choć łącza się one z mękami i bólami, co jednak nie umniejsza tej radości, kiedy w końcu udaje mi się dojść do porozumienia z samą sobą. Wbrew pozorom jakieś tam własne transformacje duchowe nie powinny być traktowane jako ciężka praca, nie powinien to być stan jakiejś melancholii, ten czas to doskonała możliwość podejścia do siebie z dystansem, powiedzenia osobie, którą zna się od zawsze i wobec, której powinno się być szczerym, to co nam się nie podoba, podyskutować, pokłócić się nawet i w efekcie dojść do zmiany. Zadziwia mnie właśnie w tym wszystkim mój uśmiech, że pomimo tego, że uświadamiam sobie, że wymagam jeszcze wielu servis packów, wielu aktualizacji i pulginów, pomimo chwilowych załamań przez czyjeś nieuważne zdanie, pomimo tego, że ciągle muszę się uczyć siebie, że pomimo każdego niepowodzenia i każdego przekleństwa rzuconego w eter jestem w stanie wcisnąć 'accept' i wziąć pod swoją kołdrę tę zagubioną czerwonowłosą istotkę. Czy to znaczy, że one są dwie? Ktoś mógłby rzucić pełen bulwersu pytanie. Odpowiem: Najpewniej. Jedna mądrzejsza od drugiej, jedna dąży do zmian i stara się używać górnolotnych słów na opisanie jej stanu, druga wręcz wyje z goryczy, jedna uśmiecha się w euforii, drugą trafia szlag na samą myśl o tej pierwszej. Czemu się dziwisz? Przecież wszystko jasne: Hoolywood kochanie.
Po raz kolejny chciałabym napisać tu coś o FDMach. Chciałabym. Ale słowa, to za mało. Sama to widzę, kiedy komuś próbuję opowiedzieć o tym feelingu, i czuję, że moje słowa niczego nie oddają, że są ułomne i powierzchownie tylko opisują to i tamto, jednak bez głębszego przekazu. I boli mnie to, bo chciałabym móc wykrzyczeć całemu światu, że On jest, acz brak mi ku temu słów. Więc powiem tylko tyle, że tęsknię. Za ludźmi, za nastrojem, za otoczeniem, za zapachem i za mocą. Staram się, sama sobie tworzyć podobną atmosferkę, i w tym momencie wszyscy FDMowicze leżą i płaczą ze śmiechu, wieeem nie uda mi się ;) Ale się staram i choć może to nie to samo, co na klasztornych korytarzach i wirydarzu, ale zdarzają się chwile równie błogie i równie nastrajające.
Zostały mi dwa tygodnie na takie sobie pertraktacje z własnym 'ja', na sentymenty i wspomnienia potem czasu ni ochoty na to nie będzie, więc ten czas musi zostać wykorzystany do maksimum. Kiedy wreszcie poukładam siebie, wezmę się za szkołę, a kiedy i z tym się uporam (mam nadzieję) nastanie maj, miesiąc nerwówki i błogi stan kilkumiesięcznego lenistwa. Ej, ej, ej! Zbyt się chyba wyrwałam w przyszłość, a to niepotrzebne. Bierz, co dają. Upominaj się o swoje, staraj się nie buntować, a pójdzie tak jak Ci się marzy.
Klasyczne połączenie prostytucji z muzyką.