Elegia o rozstaniu z polem ogórkowym, połowie wakacji, masochistycznym czytaniu lektur, i tęsknocie za chlorofilem w każdej postaci.
Był wieczór czwartkowy pełen skrywanych nadziei,
Że gdy Madzia nazajutrz oczka swe rozklei
podąży rowerem swym wyścigowym,
spełnić swój dzienny plan ogórkowy.
Lecz jaka była jej rozpacz i żal jaki,
kiedy na polu zaistniały ogórków braki.
Wpadła w histerię, szał i spazmy płaczoryku,
smutków, beznadziei, nieszczęścia i krzyku.
I każdy by się spodziewał w takiej sytuacji,
nagłego odwrotu w fabule, zmiany tempa, akcji,
jakiegoś przewrotu, pomyłki, ogórków zmutowanych,
lecz nie było nic prócz nadziei pogrzebanych.
Lecz znając Madziowy charakter i usposobienie,
nie w jej naturze jest ofiary z siebie robienie.
Pożegnała raz na zawsze czar ogórkowych pól,
rady:że do zaprawy ogórków potrzebna jest sól,
wredne spojrzenia bab starych i wrednych,
ciesząc się szelestem PLNów pięknych ;p
I się nawet Madzia i większość pewnie nie spostrzegła,
że połowa wakacji jak szalona przebiegła,
że ledwo się bezhalinowym tlenem nacieszyła,
a znów ją jej wizja we śnie nawiedziła.
A sen to był taki: poniedziałkowe zajęcia,
zajęcia pierwsze w roku, pełne obaw, napięcia.
Halina krokiem dumnym wkroczyła do sali,
i wtenczas wszyscy trzęsąc się bali.
A że Halina już dawno dojrzała,
że Madzia na polski się nigdy nie przygotowywała,
zapytała ją z Potopu i Dostojewskiego,
wpisując pewną ręką szmatę do kajeciku swego.
I sen skończyłby się pewnie nerwowym rozstrojem,
gdyby nie rytuał, który napawa spokojem,
i który również w tym śnie miał miejsce swoje,
chociaż ukazuje niegrzeczność i chamstwo moje.
Mianowicie kiedy Madzia z klasy wychodziła,
w kierunku Chlorofilu epitetów stos rzuciła,
wyżywając się tym samym w sposób genialny,
na tej małodusznej pani o charakterze troski: specjalnym.
W połączaniu z halinowym duchem lekturowym,
działa także dziki stwór maturowy,
którego szowinistyczna i paskudna dusza,
Madzię do lektur czytania zmusza,
I objawia się natręctwami, psychozami, lękami różnymi,
najczęściej przed lekturami tymi obszernymi.
I niby się Madzia broni i walczy, i rzuca się na niego.
Lecz kończy jej się moc, brak jej czegoś zielonego!
Bo tęsknota za chlorofilem w każdej formie powoli
doprowadza do kolejnych stron czytanych bez udziału jej woli.
Każda część jej umęczonego ciała,
z braku fotosyntezy już przestaje działać.
Chlorofilu potrzeba i śmiechu w efekcie,
Bo Madzia przy tych lekturach po prostu zdechnie.
I tutaj się apel już prawie wystosowuje:
Madzia o cudowny dzień jutro apeluje ;*
O inwencję twórczą a propos kolażu i wierszyczka nie pytać ;d