Leżę na psie. A jak jest pies, to podobno jest więcej lajków, bo posiadanie pupila udowadnia, że ma się szczere i czułe serce, tylko w niektóre jego rejony nie mogą dotrzeć ludzie. Ale i tak mam wyjebane, bo lajków nie będzie :DD
Opisana sytuacja nastąpiła dziś, wczesnym popodłudniem, kiedy to z własnej nieprzymuszonej woli postanowiłam pozmywać gary. A jako, że od dłuższego czasu mamy zatkaną rurę pod zlewem i nikt nie potrafi jej odetkać, to w szafce zamiast kolanka jest spore wiadro, które trzeba regularnie opróżniać. Wynosiłam własnie owo wiadro, kiedy "napadł" mnie ojciec rodziny, zdziwiony, że w ogóle cokolwiek robię, po tym, jak ostatnio opieprzyłam wszystkich domowników za olewanie mojego wkładu w czystość ogólną mieszkania.
-Weronika - westchnął - Ależ ty zapieprzasz w tym domu, niczym kopciuszek. Powinnaś się już picować na bal i jakiegoś księcia odszukać.
-A na cholerę mi książę? Żeby mi marudził, że "nie, nie możesz mieć zielonej mikrofalówki"?
-Wybrzydzasz! Won na bal i księcia znaleźć, bo jak książę to bogaty, a ktoś za fajki musi płacić!
-Nie mam kurna szklanych pantofelków.
-Dzisiaj będziemy pić piwo ze szklanych butelek, to się przerobi.
-O, będę miała zielone pantofelki. Albo Brązowe. Stajlowo :D