1-2-3-4-5-6-7-8-9-10-11-12-13-14-15-16-17-18-19-20-21-22-23-24-25-26-27-28-29-30
zielony - udany dzień diety
czerwony - zawalone
Witajcie Kochani.
Wróciłam po 10 dniach.
Nie miałam jakoś głowy do codziennego notowania, wypisywania co zjadłam, ile kalorii przyswoił mój organizm. Na początku wydawało mi się to fajne, ale w rzeczywistości jest to cholernie meczące. Zresztą zawiodłam się w pewnym momencie. Nie, nie na tabeli kaloryczności. Na sobie. Wydawało mi się, że jem dietetycznie, a okazało się, że zjadłam niemal 3000kcal. Wtedy pomyślałam sobie ile jadam nie odchudzając się... To coś potwornego, byłam śmietnikiem. Nie chcę już tak. Naprawdę.
Zapisałam się na siłownie 1.06.2014r. Nie, nie szukajmy w kalendarzu. Było to tylko 16 dni temu. Ale od tego czasu coś mnie tknęło. Patrzenie na wyświetlacz, jak lecą kolejne kalorie. Coś pięknego. Ale kiedy widzę na liczniku SPALONE: 500kcal widzę jebanego burgera z Maca.
Jadłam go 5 minut, spalałam godzinę.
Nigdy już nie będę jadła tak śmieciowo. Jestem zwyczajnie za leniwa.
Od ponad dwóch tygodni ćwiczę, odżywiam się zdrowo. Zeszły tydzień nieco wyluzowałam. Choroba, miesiączka. Słabo było kondycjnie. Ale spokojnie, nadrobię :) dziś było 3,5h - w tym mega wycisk na fitnessie u Emila. Jestem z siebie dumna!