Kiedyś z Madzią...
Coś się ze mną dzieje, cos niedobrego...
Czy zakładam maske czy zwariowałam już do reszty, nie wiem...
Od kilku miesięcy zgubiłam siebie, łyk alkoholu robi ze mnie kretynkę
Co zrobić?
Jak być sobą, obnażoną? Jak?
Kiedyś byłam aniołem, dzisiaj nie pamiętam nawet jak wygląda niebo...
ale czy chcę pamiętać?
Czy nie lepiej wyzbyć się tego co nas niszczy?
Nic nie czuć?
Tak...
Nic nie czuć, ani miłości ani nienawiści
założyć maskę, obrosnać pancerzem
odciąć się od tego toksycznego świata i przenieść w sferę marzeń
Nic nie czuć i nigdy nie być zranionym
ani dumy ani wstydu
nic...
Tylko czy się na to odwarzę?
Chcę uciec, uciec jak najdalej od tych wszystkich, którzy nie chcą i nie rozumieją
Tylko S. który jest mi zawsze jak opoka, nigdy się nie złamie
Tylko K. który zawsze wie kiedy podejść i kiedy milczeć
Tylko M. który wie najlepiej, jak mnie rozśmieszyć
Tylko A. który daje mi poczucoe szczęścia i nigdy nie ocenia
Jeszcze B. chociaż tak daleki zawsze ma miejsce w mym sercu
Ich kocham, chcę kochać i kochać będę na wieki, bo oni jako jedyni znają prawdę, przeszli mur
Tylko oni mogą mnie zranić ale tego nie zrobią
Bo kolejnych ran już nie zniosę...