Odświeżyłam sobie playlistę op i end z animców, dawno nie słyszałam niektórych smutów.
Proxy (klik)
Czas leci, a ja dalej niczego nie zmieniłam. Zatrzymałam się i stoję.
Bo czasem wygodniej nam siedzieć w bagnie, niż ruszyć z niego dupę.
Staram się wychodzić do ludzi, ale nie sprawia mi to już przyjemności. Siedzę w Graalu i się nudzę. Niby mogę porozmawiać z tymi ludźmi, w końcu cały Koszalin siedzi przy jednym stole. Ale o czym mam rozmawiać? Niektórych twarzy nie znam. Mogłabym poznać. Ale jakoś nie czuję się na siłach by zagadywać pierwsza. I te osoby też chyba się tak czują. A więc siedzimy w milczeniu. Żarty innych mnie nie śmieszą, ale żeby nie wyjść na niesympatyczną uśmiecham się. Boże, czemu to robię? Fałsz wycieka ze mnie jak żywica. Udaję, że się dobrze bawię, choć najchętniej bym tylko usiadła w kącie z zeszytem na kolanach i rysowała. Lubię przebywać wśród ludzi, pod warunkiem, że mogę siedzieć cicho, tylko słuchać i zajmować się sobą. Ale to przecież takie nietaktowne.
Ręce mi płoną od zapalenia. Jaki los może spotkać rysownika? Oczywiście choroba rąk.
Na 17tą na zajęcia. Tak bardzo nienawidzę tam przychodzić. Można by powiedzieć, że znalazłam nawet kumpelę do ławki i na papieroska, ale to za mało. Tyle sił to ze mnie wyciska. Nawet nie wiem na co chodzę. Byle być, byle odbębnić obecność.
Jaki to wszystko ma sens?