Zdjęcie zrobione kiedyś-tam, dawno temu

.
A ja około 15 wróciłam do Ina - jazdę miałam na 10.
Jeździłabym wczoraj, ale nie było już koni... i bardzo dobrze

Dziś mieliśmy lekcję z Nikosem - trenerem naszej instruktorki [która dziś znowu jechała ze swoim koniem, ogierem Liberado na zawody - nie będzie jej do poniedziałku].
Było po prostu bombastycznie

Sami wymyślaliśmy sobie ćwiczenia i bardzo dużo skakaliśmy - Nikos ustawił nam od razu stacjonatkę 60 cm

.
Jeździłam na Franku - ten kuc naprawdę genialnie skacze

Raz tak fajnie skoczyłam z kłusa klocki i potem pojechałam galopikiem zebranym na stacjonatę, a po jednym z pierwszych skoków noga wypadła mi ze strzemienia, ale na szczęście jakoś je złapałam

.
Jazda obfitowała w wiele zabawnych [jak dla mnie

] zdarzeń; Kamilowi [ma tylko 8 lat] India na której jeździł położyła się z nudów [my - czyli ja na FranQ, Daria na Wafelku /czyt. Princessie/ i Natalia na Iskrze w tym czasie galopowałyśmy] aż dwa razy, a Natalia spadła z Iskry po skoku przez stacjonatkę - z resztą nie dziwię jej się, bo w zeszłą sobotę też niewiele mi do tego brakowało

[pamiętny okrzyk 'KUUR...

'

].
Ze skoków jestem bardzo zadowolona, Nikos powiedział mi że noga w ogóle mi się nie cofała, za co miałam ochotę go uściskać, bo w maju, skacząc na Szamim miałam z tym problemy.
Zwrócił mi jedynie uwagę na to, żebym przed skokiem dawała koniowi łydkę, ale jak na razie wolę przejść trochę szybciej do półsiadu i powiedzieć /ew. krzyknąć/: HOP

Ale nad tym także popracuję

.
Dziś mogłam nie dawać łydki (chociaż podczas ostatnich skoków już się starałam), bo wiedziałam że Franiu przeskoczy na pewno

.
Musimy namówić Ninę na podobną lekcję jak już wróci

.
Fot niestety nie mam; nie miał mi ich kto robić. Następnym razem się uda

.
W ogóle dzisiejszy dzień jest taki na plus, taki... taki super po prostu

.
Jak niewiele trzeba Dominice do szczęścia...