A jednak pojechałyśmy do Balczewa. O wpół do 3 Daria dzwoni i się pyta, czy za piętnaście będę koło Urzędu Pracy... a ja jej na to, że jestem w negliżu. Oczywiście biedna nie załapała o co chodzi, a chodziło o to, że jestem w piżamie, z potarganymi włosami i z nieumytymi zębami, bo jakoś czasu nie miałam. Ale już na za dwadzieścia byłam przy urzędzie Jakie ruchy robiłam, Wy sobie nie wyobrażacie.
No i pojechałyśmy...
Musiałyśmy odczekać godzinę, bo jedna grupa wyjeżdżała sobie właśnie w teren... Ale to dobrze, bo dzięki temu mam fotkę z ogrem.
Po jeździe Darii koniom zdjęto siodła i wszyscy (Justyna, Dagmara, Dawid, Daria i Amanda) wskakiwali na oklep... Na początku mówiłam z twardą miną że nie mogę, ale potem... Pękłam i wsiadłam na chwilę na stępik (na oklep). Nawet nie wiecie jaką miałam radochę Ostatni raz siedziałam na koniu 30 czerwca...
Jak schodziłam to się za bardzo zamachnęłam i zabolała mnie wątroba, ale potem już było ok i przy następnych zsiadaniach (a było ich jeszcze...2 3) już się pamiętałam. Mamie oczywiście powiedziałam, że "jeździłam"... zrobiła wielkie oczy i coś zaczęła gadać, ale jak powiedziałam że tylko na stęp to się troszkę uspokoiła... i po wieczornym upewnieniu że nic mnie nie boli chyba spała spokojnie