Tak więc, koncert był zjebany.
Naprawdę, na gorszym nie byłam. Nie dość, że publika okropna, wszyscy się ze wszystkimi bili, każdy się bał że jemu się oberwie, to jeszcze nagłośnienie do dupy. Prawie same techno boje (i gerlsy), mało normalnych i znajomych ludzi. Myślałam, że się przewrócę, kiedy (ekhem) znajoma wyskoczyła w bluzce Comy i leginsach. Oczywiście, pomijając to, że wcale Comy nie słucha. Tacy ludzie mnie do szału doprowadzają.
Z Sadako miłe spotkanie (ooo, pamiętam, a ty chciałaś oglądać pornole twojego taty, ale nie oglądałyśmy, bo każdy mógł wejść) z Mateuszem (daj mi kostkę! no i chuj że szczęśliwa dajdajdaj!) i Ciepłorękim (jak było? ale co? aha).
Mniej miłe spotkania z Gorzowskimi technobojami (Ejno kurwa słuchaj nie, była fajna muza, a tu kurwa z gitarami wchodzą nie, kurwa myślałem że im wpierdole) [fajna muza - technoł leciało przed koncertem xD].
I... Co jeszcze. Na Animie było przyjemnie, dopóki prąd się nie zjebał.
- Ej, co to jest Pepsi lane?
- No jak to, lana Pepsi
- A... Bo ja myślałam, że to po angielsku, wiesz, Pepsi Lejn
XDD
Nie wiem co tutaj napisać.
Mój wczorajszy przypływ złości na organizatorów (i nie tylko) doprowadził do kłótni z pewną panią.
Ale mam nadzieję, że dzisiaj będzie dobrze, prawda?
Bo... wiesz jak jest, ja Ciebie kocham.
I wiecie cooooo,
za tydzień wakacje, kurwa mać! *.*
PeeS. Ale mi się Dira chciało *.*