Wiem, wiem& powinnam napisać o tym już ze sto lat temu, ale jakoś nie wiem sama, może brak weny? Minął już ponad miesiąc odkąd wróciłam, wciąż tęsknię, przyznaję. No dobra, tęsknię bardzo, nie mogę czasem o niczym innym myśleć. Wciąż utrzymuję kontakt z moimi cudownymi przyjaciółmi, których poznałam tego lata J Jeśli będę pisać coś na telefonie w dziwnym momencie, to znaczy, że piszę do kogoś z Chin lub z innych krajów, z których pochodzili wolontariusze .
Ale teraz nie o tym. Chciałam się podzielić moją pierwszą, zupełnie samodzielną i trochę szaloną podróżą do Pekinu. Ponad 20 godzin samotnie w pociągu, spanie u zupełnie obcego chłopaka i bieganie po Wielkim Murze przez prawie 4 godziny& tego się nie zapomina!
Zaczęło się tak:
Zanim w ogólne pojechałam do Chin, poznałam na facebooku Aashira, chłopaka z Pakistanu, który również był wolontariuszem w tym projekcie. Dużo pisaliśmy o tym, że fajnie byłoby trochę te Chiny pozwiedzać po wolontariacie. Oczywiście najbardziej nakręcaliśmy się wzajemnie na Pekin. Już wtedy zadecydowałam , że tam pojadę, z Aashirem oczywiście J Pamiętam jedną ważną rzecz, którą napisał mi Pakistańczyk: być w Chinach tyle czasu i nie zobaczyć Wielkiego Muru? To głupie!
Czas sobie mijał wesoło, skończył się camp 4, po którym nastały dla mnie 2 tygodnie wolnego, aż do czasu Global Village. Przez pierwszy tydzień spędzałam dużo czasu z przyjaciółmi w Guangzhou, zwiedzając co się da, balując, gubiąc się :p W weekend ja , Aashir, Carla i George spotkaliśmy się, by omówić nasz wyjazd do Pekinu. No i już tu były problemy. Aashir miał jeszcze swój camp, Carla kurs chińskiego, George chciał pierw jechać do Szanghaju. Choć bardzo kombinowaliśmy żadna data nie była odpowiednia. Byłam trochę załamana, bo tyle marzyłam o tym wyjeździe.
George już wcześniej był w Pekinie, więc zasypałam go mnóstwem pytań o koszta, dojazd, wygląd miasta. Jego opowieści mi nie pomogły, chłopak zamiast odpowiadać rzeczowo na moje pytania, rozwodził się nad tym jakie to fajne miasto, jak mu się tam fajnie zwiedzało i w ogólne.
To jeszcze bardziej mnie nakręciło, a myśl, że miałabym tam nie pojechać była straszniejsza od tej, że mogłaby mi się stać tam krzywda. Niepewnym głosem zapytałam George a czy mogłabym tam jechać sama, skoro on był tam również bez nikogo. Na początku się zdziwił, jednak potem starał się dodać mi otuchy (i odwagi!), mówiąc, że Pekin jest jak Guangzhou i skoro tu sobie daję radę, to tam też nie będę mieć problemu.
Oczywiście kombinowałam najpierw z przebukowaniem biletu lotniczego, bym mogła jechać z Aashirem, potem myślałam nad jechaniem później, po GV, lecz na krócej. Wszystkie opcje wyglądały jednak beznadziejnie niestety. Przede mną stanęło ultimatum: jechać samotnie lub nie jechać wcale.
Noc była długa i pełna koszmarów, w dodatku o 8 rano obudziła mnie Lidnsey z pytaniem, czy idę skakać na bangee. Ściągając się z łóżka, w mojej głowie rodziły się najczarniejsze scenariusze co się złego może mi przydarzyć w Pekinie. Szybko więc postanowiłam zająć swoją głowę czym innym.
Z coach surfingiem poszło dość łatwo. Założyłam konto w 5 minut, nawet z Chińskim Internetem J Szybko ogarnęłam o co tam chodzi i już po dwóch godzinach znalazłam czterech potencjalnych kandydatów na hostów i wysłałam im długie listy dlaczego chcę się zatrzymać w Pekinie i to właśnie u nich. Liczyłam, że pierwsza odpowie Europejka, która mieszka tymczasowo w Pekinie, jednak ostatecznie nie odpowiedziała wcale. Wieczorem za to dostałam dwie pozytywne odpowiedzi od dwóch Chińczyków, trzeci odezwał się 2 dni przed moim wyjazdem, również zapraszając mnie do siebie. Skoro to ja miałam wybierać spośród nich, zdecydowałam się jechać do tego, który odezwał się pierwszy. Od razu przeczytałam wszystkie opinie o nim, nawet Polaków hostował. Choć może to brzmi przerażająco, że jadę do zupełnie obcej osoby, w dodatku samotnie mieszkającego chłopaka, ja jakoś tutaj miałam akurat najmniejsze obawy. Ever, bo takie dziwne sobie wybrał imię od razu dodał mnie na wechat byśmy byli w stałym kontakcie. Męczyłam go pytaniami non-stop XD
Chłopak powiedział mi wszystko o rodzajach pociągów, którymi mogę dotrzeć i o ich cenach. Przyrzekł, że odbierze mnie z dworca. Ja byłam taka zdenerwowana i przerażona tym wyjazdem, że stwierdziłam, iż zaufanie mu w ciemno i pozytywne myślenie będą dla mnie najlepszym wyjściem. Ever i tak dużo mi pomagał. Choć zrobiło się trochę creepy kiedy powiedział, że jestem śliczna jak lalka (wtf?!) i chce bym została jego dziewczyną. Na szczęście to Chińczyk ;)
Następnego dnia od rana męczyłam brata o pomoc z kupieniem biletu na pociąg. Siedliśmy przy kompie razem i szukaliśmy godzin pociągów. Pytałam go jak i kiedy będzie najlepiej jechać. Trochę mnie przeraziło jak powiedział o ludziach którzy śpią na podłodze w pociągu, bo nie mają miejsca siedzącego, a mimo to płacą tę samą cenę! O.o
Kiedy już rozpisałam wszystko i dostałam zgodę mojego hosta na przyjechanie o tej godzinie, razem z Samem ( braciszkiem <3) poszliśmy do jakiejś zatęchłej budki kupić bilet. W obie strony bilety kosztowały mnie 500 RMB (czyli 250 zł). Zabawne było kiedy Chińczycy sprzedający bilet nie wiedzieli które to moje imię, a które nazwisko. Uparcie chcieli wpisać moje oba imiona, bo nazwisko okazało się za długie, by wydrukować je na bilecie XD Jednak ostatecznie je jakoś upchnęli, przekręcając imię XD Sam twierdził, że i tak nikt tego nie czyta ani nie sprawdza, czy się dane zgadzają.
Miałam już transport i nocleg, tak więc wieczór poświęciłam na czytanie blogów i forów o tym co warto zwiedzić w Pekinie. Wolałam wszystko mieć przygotowanie, adresy, linie metra, którymi można tam dojechać, ceny biletów wstępu, godziny otwarcia. Internet jest wspaniały i wszystko można w nim znaleźć, czasem warto też wspomóc się stronami w języku angielskim, bo polskich jak wiadomo jest mniej.
W końcu przyszła najgorsza rzecz, którą musiałam zrobić przed wyjazdem. Potrzebowałam pieniędzy, tak z 500 yuanów. Napisałam do mamy, oczywiście mi je przelała na konto, ale nie o to chodzi. Potrafię kłamać, kiedy muszę, ale nienawidzę tego robić. Wiadomo, że mama nie miała wpływu na mnie, gdy byłam tak daleko. Nie mogłaby mi zabronić tego wyjazdu. Tylko skoro ja się tak bałam, to co ona by czuła? Powiedziałam jej, że jadę z grupą znajomych, w tym z Chińczykami, że nie będzie problemu z językiem, a śpimy u znajomych naszych przyjaciół i w ogóle wszystko ładnie, pięknie. Miałam inne wyjście? Nie śmiałabym zepsuć mamie 50 urodzin, bo właśnie tego dnia, kiedy ona obchodziła swoją okrągłą rocznicę, ja zupełnie sama chodziłam po Zakazanym Mieście.
Noc przed Pekinem spałam chyba 3 godziny. Byłam trochę zdenerwowana, ale bardziej nie pozwalała mi zasnąć ekscytacja!
Rano wstałam o 6 i od razu ruszyliśmy z Samem na dumplings J Mój plecak z całym jedzeniem i piciem na długą podróż ważył miliard kilo, a 36 stopni tego ranka wcale mi nie pomagało. Po dotarciu do dworca zobaczyłam sekstyliard ludzi, jak to w Chinach XD wszędzie ogromne kolejki, nie wiadomo, gdzie się ustawić! Ja oczywiście już panikę siałam, jednak Sam, jak na Chińczyka przystało wszystko spokojnie odnalazł. Staliśmy w jakimś dzikim tłumie, który się pchał, przechodził przez barierki i zachowywał bardzo głośno. Brat wyjaśnił mi, że to ludzie głównie ze wsi, stąd takie zachowanie. W sumie i tak zachowywali się lepiej niż Polacy w Warszawie, kiedy tam byłam.
Kontrola biletów, paszportów, tłum, gorąco, a dworzec większy niż nasze lotniska! Sam znalazł miejsce do czekania na wpuszczenie na stację. Oczywiście pociąg miał 40 minut opóźnienia. Czekaliśmy siedząc na ziemi obok jakiegoś starego jedzenia, nie było innego miejsca. W końcu otworzono bramki, przy których znów kontrolowano bilety. Sam poprosił obsługę, by mógł wejść ze mną. Dobrze mieć starszego barat, który zawsze pomaga.
Z zewnątrz pociąg wyglądał podobnie jak nasze polskie pociągi, jednak kiedy weszłam do środka. . . Bród, smród i ubóstwo! Śmierdziało wszędzie papierosami ( nie takimi lekkimi z małą zawartością tytoniu jak u nas, tylko mocnymi chińskimi duszącymi petami!), siedzenia były bez przegródek, poręczy czy czegokolwiek wskazującego, że tu się siedzenie kończy i zaczyna następne, w dodatku były na nich tylko zarzucone takie białe materiały przypominające ręczniki! Okna paskudnie brudne, widać było przez nie jak przez mgłę. W dodatku moje miejsce było tuż przy toalecie L
Założyłam słuchawki, gdy tylko pociąg ruszył. Po jakimś czasie ludzie zaczęli palić, normalnie facet trzymał kilkulatka na kolanach (siedzą na ziemi przy toalecie) i palił tego obrzydliwego peta. Obok mnie siedział kościsty facet i strasznie się rozpychał, w dodatku zaraz ktoś się jeszcze wcisnął na to miejsce, mimo iż było dla dwóch osób, przynajmniej tak wskazywały numerki. Jednak w pociągu nikomu to nie przeszkadza, wszyscy się cisną, dzieci skaczą rodzicom po głowie, a oni tylko się śmieją i każdy gada z każdym, jak jedna rodzina J W porze obiadu jedli te swoje zupki zalewane wrzątkiem (tak, był wrzątek w pociągu, nie do kupienia, po prostu dla wszystkich) i oczywiście mlaskali obrzydliwie! W ogóle w tym pociągu nie można otwierać okna! W sumie i tak jadąc przez Chiny raz gorąco, raz ulewa, ale widoki nieziemskie, pomimo brudnych szyb ;) Nocą oczy już mi łzawiły od tego dymu, w dodatku było mi okropnie zimno, przytulałam się do firanki. Spać nie mogłam, cały czas ktoś odbierał telefon i gadał głośno. Nie wiem jak ja to wytrzymałam. Całkiem nowe doświadczenie, cieszę się, że wiem jak te pociągi wyglądają i już nie będę narzekać na polskie, jednak wolałabym unikać tych chińskich (tymi szybkimi, co jadą 200km/h to się super jechało, ale są kosmicznie drogie!)
Kiedy zobaczyłam stację Beijingxi Railway station myślałam, że ze szczęścia się rozpłaczę! Wysiadłam cała obolała i śmierdząca po 20 i pół godzinach jazdy. Od razu spotkał mnie kolejny problem. Niby się umawiałam z Everem kiedy mniej więcej przyjadę, no ale pociąg miał opóźnienie, z resztą logiczne, że nie umówiliśmy się w konkretnym miejscu. W Pekinie niestety karta SIM zakupiona w GZ działa w roamingu! Tak więc nie miałam jak zadzwonić do Evera, ani nawet nie mogłam używać Internetu. Gorączkowo szukałam McDonalda z WiFi, zaciskając zęby, by nie wybuchnąć płaczem. Niestety ani McDonald, ani KFC, ani nawet Starbucks w Chinach, w stolicy WiFi nie mają! W końcu znalazłam jakąś sieć bez hasła obok dużego hotelu i wreszcie mogłam się skontaktować z hostem. Oczywiście musiałam czekać godzinę aż przyjedzie, bo takie tam są odległości.
W końcu się spotkaliśmy. Pierwsze co zrobiłam, to się na niego rzuciłam jak małe dziecko na mamę i powiedziałam: zabierz mnie do domu. Na szczęście chłopak miał poczucie humoru i tylko serdecznie się śmiał, inaczej spaliłabym się ze wstydu, gdy tylko emocje opadły. Wziął mój plecak, kupił mi picie, dał kartę przejazdową na metro i zabrał do domu. Był naprawdę cudownym hostem, z resztą mógł ze mną wtedy zrobić cokolwiek, byłam tak zmęczona, że wszystko miałam gdzieś.
Jechaliśmy do jego domu chyba ze 2 godziny, najpierw dwoma liniami metra, potem autobusem przypominającym autokar. Jeśli chodzi o transfery z jednej linii metra na inną to są bardzo długie, idzie się i idzie& W Guangzhou to trwa może 5 minut w dużym tłumie, a w Pekinie idzie się 10 i jeszcze czeka na ruchome schody, bo tłok jest XD
Cudowność mojego hosta potwierdziła się kiedy kupił mi jedzenie <3 no i mieszkanie miał super, szklana ściana w jego pokoju, ja miałam swoje duże łóżko w pokoju z balkonem. Był jeszcze trzeci pokój, w którym mieszkały rybki, które chciałam zjeść, by podroczyć się z Everem XD ( chłopak 27 lat, mentalność jak moja, czyli przedszkole!)
Poszłam się odświeżyć , od razu poczułam się lepiej. Trochę porozmawialiśmy z Everem, dał mi mapkę jakimi autobusami do niego dojechać, wszystko mi wytłumaczył, dał klucz (powiedział: wracaj o której chcesz XD) no i hasło do WiFi u niego w domu (najważniejsze oczywiście XD).
Choć było już późno, to nie zamierzałam siedzieć przez resztę dnia w domu, więc postanowiłam pojechać do centrum miasta i porobić trochę zdjęć. Jechałam oczywiście 2,5 h, bo się trochę pogubiłam ( a to nie w tę stronę wsiadłam, a to za wcześnie wysiadłam, a to wgl nie ta linia), jednak za każdym razem ktoś mi jakoś pomagał, choć czasem na migi :p
Kiedy dotarłam do centrum ( 5 przesiadek i tylko 4 yuany za całą podróż!) była już 5 PM i wszystko oczywiście zamknięte. Jednak spacer po Pekinie zrobił na mnie duże wrażenie. Kiedy wyszłam z podziemia od razu zobaczyłam czerwony wysoki mur, który zasłaniał świątynię. Daszek na murze był charakterystycznie wygięty, jak w tradycyjnym chińskim budownictwie. Widząc to, stwierdziłam, że Simsy nie kłamią XD Piękne malowidła na daszku przedstawiały głównie smoki lub ludzi w różnych sytuacjach. Idąc dalej uliczką było mnóstwo małych sklepików z figurkami Buddy lub innymi bożkami. Chciałam kupić pocztówki, ale kosztowały 6 RMB za jedną i wcale nie były ładne.
Skręciłam w jakąś mniej turystyczną uliczkę, były tam takie brzydkie budynki mieszkalne i miały na dachach ogrody, nie wiem czemu. Wychodząc na kolejną turystyczną drogę napotkałam KFC i Costa Caffee , i takie tam restauracje czy kawiarnie. Wszystko było niskie, miało tylko parter i wyglądało bardzo uroczo, dokładnie tak, jak zawsze wyobrażałam sobie Chiny. Oczywiście tutaj ludzie też chodzili środkiem ulicy, jeździły motorynki i było tłoczno.
Najbardziej w Pekinie podobała mi się temperatura! :D Nie było tutaj tak duszno jak w GZ, ale przyjemnie ciepło. Wieczorami nawet chłodnawo, szczególnie kiedy padał deszcz.
W którymś momencie potrzebowałam iść do toalety. Nie musiałam długo szukać, koło obiektów do zwiedzania jest mnóstwo publicznych toalet. Weszłam do jednej z nich, jednak zaraz zawróciłam. Toaleta była niewielkim pomieszczeniem, gdzie były te takie dziury w podłodze do załatwiania się. Wszystko ok., przyzwyczaiłam się do nich, jednak tutaj między tymi dziurami nie było żadnych przygródek, kabin, zasłonek, czegokolwiek! To była prawdziwa publiczna toaleta! Na domiar złego jakaś Chinka właśnie z niej korzystała kucając i kołysząc się na boki. No czegoś takiego to ja w życiu nie widziałam! :o
Idąc dalej zaczęły się sklepy z ubraniami i akcesoriami, a nawet i piekarnia się znalazła! Ja weszłam do jednego ze sklepów z ozdobami do włosów i wyjść nie chciałam! Wszystko było takie słodkie, kolorowe i piękne! Oglądałam i podziwiałam bez końca, ale kupiłam tylko jedną opaskę L
Chodząc tak, choć nie do końca wiedziała gdzie jestem, nie bałam się. Poczułam trochę strachu, gdy musiałam wypłacić pieniądze z bankomatu, jednak instrukcje były po angielsku i nikt mnie nie okradł XD
Szukając drogi powrotnej przeszłam przez aleję restauracji. Każda z nich wyglądała wyjątkowo i przyciągała klientów kolorowym wnętrzem w bardzo chińskim wystroju. Ładnie wyglądały te barwne neony na tle wieczornego nieba. Nie poszłam do restauracji, bo samej mi było głupio. Do dziś żałuję L
Znalazłam jakąś stację metra i wróciłam do mojego hosta. Oczywiście w drodze powrotnej zasnęłam siedząc w metrze ponad godzinę i jakiś pan obudził mnie na końcowym przystanku, na szczęście to tutaj miałam wysiadać, by przesiąść się do autobusu.
Ever powitał mnie w domu pysznym mlekiem, od którego się uzależniłam po tym krótkim pobycie <3 Wieczorem gadaliśmy, opowiadał mi o innych osobach, które gościł w ramach Coach surfingu, urządziliśmy sobie degustację jakiejś wódki smakowej, oglądaliśmy Klątwę Ju-On. Czułam się bezpiecznie, mimo, że go nie znałam, że byliśmy tylko we dwójkę w tym domu, że byłam właściwie zdana na siebie. Może to po prostu zwykły ludzki odruch, że potrzebujemy drugiego człowieka i jesteśmy w stanie przywiązać się do kogokolwiek, jeśli to jedyna osoba w naszym otoczeniu? Bo po co miałam w sobie pielęgnować ten strach, skoro mogłam zaufać temu chłopakowi i spać spokojnie?
Wstałam rano, gotowa na podbój Pekinu! W końcu wyspana i bez bólu pleców! J Plan był taki: Forbidden Citty i Tiananmaen Squere. Przed wyjściem jeszcze dostałam kilka wskazówek i buziaka w polik (wtf?!) od hosta. Powiedział do mnie: wracaj szybko, mała dziewczynko! (czemu? Hahah XD) Oczywiście nie zjadłam żadnego śniadania, bo kto by tracił czas na takie głupoty XD
Tym razem nie pomyliłam linii metra ani razu! I dojechałam tam dość szybko, jak na Pekin! Wysiadłam i w ogólnie nie wiedziałam w którą iść L Widziałam jakiś wielki budynek, więc zrobiłam mu tylko zdjęcie XD Potem trafiłam na jakieś przejście podziemne i dostałam się do jakiegoś miejsca, które zdawało mi się być wejściem do Zakazanego Miasta& Przez jakiś czas myślałam, że to już to, jednak potem się okazało, że to jednak nie to i trzeba szukać dalej. W każdym razie przeszłam przez jakiś ogromny plac, kojarzący mi się z Berlinem, tylko, że było z 5 razy większy i bardziej zatłoczony. Sprzedawano tam takie śmieszne wielokolorowe parasolki, które ludzie nosili na głowach, dla mnie to wyglądało bardzo zabawnie :3
Weszłam za 2 yuany do jakiegoś parku. Był bardzo zadbany i taki uporządkowany jakby& Trawa w rządkach XD Drzewa zupełnie inne niż w GZ, niskie, z ciemnymi drobnymi liśćmi i jasnymi, powyginanymi pniami. Do tego takie urocze tunele z krzewów i pnączy, pod którymi były ławki dla spragnionych cienia ludzi. Nie wiem jak, ale idąc tym parkiem trafiłam do przedsionków Zakazanego Miasta (przynajmniej mi się wydaje, ze to były przedsionki). Piętrowe długie, czerwone budynki mogłam oglądać tylko z zewnątrz, każdy był podobny do poprzedniego, wszystkie miały te charakterystyczne dachy w żółtym kolorze, jednak wyglądały na zaniedbane. Trochę poszarzałe i w niektórych miejscach odchodziła farba L W tym miejscu nie było zbyt wielu ludzi, co mnie zdziwiło i podpowiedziało, że to jednak nie jest jeszcze Forbidden City.
Trafiłam znów do jakiegoś parku, jednak tam było już wielu turystów. Niektórzy leżeli na ławkach z tymi śmiesznymi czapko-parasolkami na głowach. Ktoś kosił trawę, ktoś robił zdjęcia, w ogólnie nie wiem czemu w środku parku był budynek Spa otoczony bambusowym płotem. Była też szeroka rzeka, a po jej drugiej stronie właściwe wejście do Forbidden City. Nie wiem jak ja tam wszędzie trafiałam, może metodą prób i błędów? A może to intuicja i chęć poznania mnie wiodły? W każdym razie jeśli akurat się czymś nie zachwycałam, a miałam przed sobą kolejny cel, prawie biegłam podekscytowana tym co będzie dalej!
Trochę czasu mi zajęło nim znalazłam właściwą kolejkę, by kupić bilet wstępu do Zakazanego Miasta. Bilet kosztował 60 yuenów, co jak na tyle zwiedzania było niewiele.
W końcu przekroczyłam tę majestatyczną ogromnych rozmiarów bramę w kolorze purpury. Czułam się taka maleńka podnosząc nogę nad tym wysokim progiem (nie wiem czemu, ale w tym ZM wszędzie są bardzo wysokie progi!)
Wraz ze mną wlało się milion innych turystów, głównie Chińczyków. Główny plac był bardzo rozległy. Wszędzie dookoła były te czerwone budynki, wszystkie takie same właściwie. Nawierzchnia prosiła się o remont, duże dziury, musiałam uważnie patrzeć pod nogi.
W Zakazanym Mieście jest jednak magiczna rzecz. Pomimo, iż budynki są bardzo podobne do siebie to błądzenie między nimi sprawia przyjemność, SA one swego rodzaju labiryntem. W niektórych z nich jest jakby muzeum z przedmiotami używanymi przez cesarza np. naczynia, ubrania, ozdoby, tron, jakieś rzeźby w kości słoniowej. Jest co oglądać. Mnie osobiście zachwycały sufity takich wnętrz. Są pozłacane i mają płaskorzeźby jakichś potworów, które za pewne mają odstraszać zło według chińskich wierzeń.
Wśród labiryntu można też zobaczyć ogromne, mosiężne naczynie, dla mnie wyglądające jak dzwon. Forbidden City ma też swój park, nawet jeszcze bardziej urokliwy niż ten, w którym byłam wcześniej.. Są w nim pomniki zwierząt i miniaturki budowli chińskich. No i jest sporo tych bram, które zapewne mają jakieś znaczenie. W sklepach z pamiątkami kupiłam wiele pięknych rzeczy, również bransoletkę, którą noszę teraz cały czas ;)
W którymś momencie można zobaczyć ludzi poprzebieranych w kostiumy stylizowane na te, które nosiła Dynastia. Taki kostium można wypożyczyć i nagrać pamiątkowy film techniką Green box tam na miejscu. Symulacja przedstawia osobą w tym kostiumie latającą nad Zakazanym Miastem J
Oczywiście ile razy ja prosiłam kogoś o zrobienie mi zdjęcia moim aparatem zaraz musieli mnie obfotografować również swoimi iPhone ami i powiedzieć mi jaka to piękna jestem XD
Najlepszym moim wspomnieniem z Zakazanego Miasta jest moment kiedy idąc po schodach usłyszałam taką tradycyjną chińską muzykę płynącą gdzieś z głośników, a zaraz później moim oczom ukazał się wyjątkowo duży budynek (jeden z tych czerwonych. Wtedy to właśnie poczułam jak spełniają się moje marzenia. Jestem tu. I to są Chiny. I ja w to nie mogłam uwierzyć!
W Zakazanym Mieście spędziłam około 4 godzin. Ponieważ od rana nic nie jadłam, bo trzymała mnie ekscytacja i adrenalina, to jednak trochę już mi się w głowie kręciło. Serio chciałam kupić coś do jedzenia, ale jak na złość nic nie było w pobliżu, same sklepy z pamiątkami, dobrze, że picie cały czas miałam chociaż. Pół godziny zajęło mi szukanie Tiananmen Squere, tego słynnego, jednego z największych na świecie, palcu, na którym miało miejsce wiele ważnych wydarzeń związanych z historią Chin. Nie wiem jak to się stało, ale spędziłam tam godzinę. To jest magia Chin, wszystko wydaje się normalnego rozmiaru, a jak się zaczyna iść, to końca nie widać! Co ciekawego było na placu poza dziećmi z kolorowymi wstążkami? Naprzeciw placu jest mauzoleum tego Mao Zedonga z jego portretem. W jednym z budynków obok placu znajduje się Muzeum Narodowe Chin. Jest też wysoki maszt z flagą kraju. No i stoi tam kilku żołnierzy, widziałam też jak równiutko maszerowali J
Ogólnie szłam i szłam, już nie miałam siły, bo jednak mimo, że to nie GZ, to temperatura 30 stopni jest męcząca przez cały dzień. Kiedy w końcu obeszłam cały plac musiałam zadać sobie zagadkę życia: gdzie tu zjeść? Nie mając ochoty na kombinowanie, postanowiłam wrócić do miejsca gdzie dnia poprzedniego widziałam KFC. Oczywiście pobłądziłam z tym metrem, bo telefon, w którym miałam mapę oczywiście się wyładował L
W końcu dotarłam do upragnionego miejsca. Tak więc pierwszy posiłek tego dnia zjadłam o 20, chyba sobie mały Ramadan urządziłam XD Był to shripmburger O.o Smakował nawet ok. jak na jakość chińskiego Fast fooda ( tam wszelkie Fast foody mają podłą jakość i jeszcze gorszy smak, w Polsce to nie mamy co narzekać!)
Wróciłam do domu po 22, Ever już w progu przytulił mnie zdenerwowany, nazywając mnie troublemaker i wyznając, że się martwił, bo nie odbierałam telefonu, a już późno. To słodkie, że się martwił! J Zrobiliśmy sobie małą imprezkę we dwójkę, oglądając drugą część Klątwy piliśmy chińskie piwo, które mi bardzo smakowało, bo było słodkie. Nie wiem jak to się stało, że się tym upiłam XD może to zmęczenie? W każdym razie obudziliśmy się w jego pokoju, ja z głową w dół na łóżku, on w ogólne na podłodze XD no i zapomniałam na noc wyjąć soczewek, więc głowa pękała mi podwójnie XD
To na razie tyle o Pekinie, wyszło tego więcej niż myślałam J a jeszcze zostały dwa dni do opisania! No i dzień powrotu, równie ciekawy J napiszę jak będzie mi się chciało. . . albo jak ładnie poprosicie :p
Inni zdjęcia: Prawie Palenica. ezekh114Na tyłach. ezekh114... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24