Dzisiejszy wpis nie będzie taki szalony, żadnych randek, klubów, chodzenia po północy.
Była to niedziela. Spokojny dzień ( w Guangzhou nigdy nie jest spokojnie XD).Żadnych planów na dziś nikt nie szykuje, by gdzieś wyjść, wczoraj było tak szalone, że trzeba odpocząć J
Muzea, park, biblioteka zamknięte, na shopping sama nie pójdę, Catherine poszła do lekarza. Jedynym miejscem, które jest otwarte w niedzielę, jest kościół. Tak, w Guangzhou jest normalny katolicki kościół, który widziałam już wcześniej, ale tylko z zewnątrz. Tym razem moja ciekawość, a także potrzeba duchowa zaprowadziła mnie do środka J
Maria, moja najlepsza przyjaciółka tutaj, również jest Chrześcijanką, choć z Indonezji nie brakuje wyznawców mnóstwa innych religii. Napisałam do niej na wechacie, czy wybiera się dziś do kościoła i czy może mi powiedzieć na którą jest msza.
Z domu wyruszyłam o 2 PM. Jechałam ponad godzinę z dwoma przesiadkami, ale to nic nadzwyczajnego w Guangzhou ;)
Około 3:07 przekroczyłam próg odpowiedniego wyjścia z podziemia ( nie, no! Po polsku to strasznie brzmi XD I went out using right exit). Ponieważ byłam w tej okolicy ze dwa razy, ruszyłam przed siebie pewna, że znajdę drogę. No i nic bardziej mylnego. Najpierw skręciłam za wcześnie, zorientowałam się szybko i wróciłam. Potem nie w tę stronę, więc wróciłam do punktu wyjścia, czyli obok stacji metra.
Próbowałam się dodzwonić do Marii, ale po co nosić telefon jak ma się iPada z Internetem XD w końcu skontaktowałam się z nią przez wechat, jednak jej wyjaśnienia, jak dotrzeć do kościoła na niewiele mi się zdały.
Kiedy zostało niecałe dziesięć minut do mszy, postanowiłam po prostu iść przed siebie i obserwować, a nuż trafi się jakiś znak!
No i trafił się! Znak zesłany prosto z nieba, od Boga, przynajmniej tak myślę. Szłam szybkim krokiem zdenerwowana, bo wiedziałam, że jak się spóźnię, to do kościoła nie wejdę. Wśród wielkiego tłumu ludzi dostrzegłam czarnoskórego mężczyznę, a na jego piersi. . .krzyżyk! Jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam z małego medaliku zawieszonego na szyi obcokrajowca! Zdesperowana pobiegłam za tym panem, bo akurat szedł w przeciwnym kierunku. Zatrzymałam go i wskazałam na medalik mówić tylko way to church? Byłam pewna, że słabo zna angielski i może mnie nie zrozumieć, jednak okazało się, że Murzyn całkiem dobrze mówił po angielsku, gdyż powiedział, żebym się nie denerwowała już, że on nie idzie teraz do kościoła, ale tamci panowie (wskazał na innych ciemnoskórych, którzy szli obok) z pewnością idą na mszę i mogę za nimi podążać. Podziękowałam i pognałam za wskazanymi obcokrajowcami, którzy zdążyli już się sporo oddalić. Oczywiście nie musiałam zgadywać czy są czy nie są Chrześcijanami, bo oni też mieli medaliki na szyjach.
Zaczepiłam jednego z nich, znów pokazując na krzyżyk. Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i powiedział, że owszem, idzie na mszę i chętnie mi pomoże w dotarciu do kościoła. Zaczęliśmy rozmawiać w drodze, okazało się, że ten pan pochodzi z Kongo. Spytał mnie, czy wiem gdzie to jest XD Potem, nie wiem czemu, zapytał czy jestem Chinką! No pięknie! Miałam okulary przeciwsłoneczne na oczach, ale przecież nie tylko oczami się od Chinek różnię. W każdym razie zrobiło mi się miło J
Dotarliśmy w końcu do budynku, podziękowałam raz jeszcze i rozdzieliliśmy się już w środku. Kościół, zarówno z zewnątrz jak i w wewnątrz wygląda zupełnie Europejsko, jak ładna świątynia w większym mieście. Wysoki budynek, zbudowany na planie krzyża, zdecydowanie gotycki styl, długie, wysokie okna z witrażami, pozłacane ściany, figury świętych.
Większość miejsc już pozajmowana, usiadłam zupełnie z boku, przy dużym wiatraku, bo było strasznie gorąco. Drzwi wejściowe przez całą mszę były otwarte, jednak zagrodzone czerwoną wstążką no i pilnowane przez dwóch mężczyzn.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to osoby, które do kościoła przyszły. Gdzie nie spojrzeć, tam czarno! Mnóstwo, mnóstwo Murzynów, w tym większość z nich to mężczyźni, kobiet widziałam kilka. Nie wiem z jakiego oni państwa, Maria twierdzi, że wielu może pochodzić z Jamajki, ale ja nie będę zgadywać. Jeśli chodzi o ludzi białych, to widziałam może 10? A w kościele zebrało się pewnie ponad 100 osób, naprawdę był pełny! Było też dość sporo osób o Chińskich rysach twarzy, jednak wiem już, że nie są to Chińczycy, lecz np. Indonezyjczycy jak Maria lub jakieś inne nacje, które są po prostu żółtej rasy.
W końcu rozpoczęła się msza, a wraz z nią huczenie wiatraków. Nie byłam z stanie rozróżnić słów z trzech powodów: ksiądz był Chińczykiem mówiącym z zdecydowanie Chińskim akcentem, wiatrak zagłuszał wszystko, echo niosło się po suficie i zamiast odbić się od ściany i trafić do mojego ucha, wylatywało przez otwarte obok drzwi.
Na szczęście przy wchodzeniu do kościoła dostałam kartkę ze streszczeniem mszy i niektórymi poleceniami, po angielsku, rzecz jasna. Przynajmniej wiedziałam o czym jest czytanie.
Czasem doleciało do mnie parę słów, niestety nie miały one jakiejś szczególnej treści, kiedy nie znałam całego kontekstu. Wielu słów na kartce nie rozumiałam.
Po liturgii słowa zaczęły się śpiewy. Ponieważ obok każdej grupy ławek wisiał duży telewizor z wyświetlanym tekstem pieśni, miałam szansę zobaczyć o czym tu się śpiewa. Sama śpiewać nie mogłam, melodie zupełnie mi nieznane brzmiały zupełnie afrykańsko. W dodatku dwóch panów, między którymi siedziałam, śpiewało zupełnie inną melodię jak dla mnie, nawet nie mogli się w czasie zgrać z zakończeniem refrenu. Jednak muszę przyznać, że głosy mieli potężne!
Jeden z panów cały czas podawał mi śpiewnik i pokazywał, który wers teraz śpiewamy. Próbowałam coś tam mruczeć, ale nie chciałam się kompromitować przed samym Bogiem xD Dobrze, że oni mnie zagłuszali :p
Ogólnie msza nie różni się zbyt wiele o mszy w Polsce. Pieśni inne, wiadomo, jednak modlitwy te same. Niektóre słowo w słowo.
Różnice, które zauważyłam:
1.
1. Kiedy wyznaje się grzechy (moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, po angielsku te same słowa) nikt nie stuka się w pierś. Dziwne, ja robię to odruchowo. Po mszy Maria mi powiedziała, że w Indonezji z Kościele wszyscy to robią. Ale tutaj nikt.
2.
2.Znak pokoju przekazuje się wiernym w innym momencie mszy, bo tuż przed przyjęciem Komunii! To jest też spora zmiana, tak myślę.
3.
3. Opłatek dawała mi biała starsza kobieta! Normalnie trzymała Go w dłoniach, obok stał jakiś mężczyzna, nie zwróciłam uwagi. Tuż przed przyjęciem Komunii zatrzymał mnie inny ksiądz i zapytał skąd jestem i czy już kiedyś otrzymałam Komunię. Hasło Polska wywołało miły uśmiech na twarzy księdza.
4.
4. Zbieranie pieniędzy wygląda zupełnie inaczej. Z początku chciało mi się śmiać nawet. Z daleka zobaczyłam ludzi niosących na jakiś kijach czerwone chorągiewki. Okazało się, że to coś to nie chorągwie, lecz przyrządy do zbierania pieniędzy od wiernych! Osoba zbierająca łapie za koniec długiego kija i przysuwa do ofiarującego drugi koniec, na którym zawieszona jest materiałowa kieszeń do złudzenia przypominająca w kształcie siatkę na motyle, w dodatku w wściekło czerwonym kolorze).
5.
5.Pod koniec mszy ludzie klaskali. Czemu?! Bóg wie, ja nie XD
6.
6. Podczas mszy do kościoła wpuszczani byli turyści. Oczywiście musieli zachować spokój i powagę podczas czytania, jednak mogli przyglądać się całej ceremonii. Na każdym przerywniku w postaci pieśni turystów wypuszczano i wpuszczano nowych oraz spóźnialskich, ale podczas czytania panowała cisza ( z wyjątkiem wiatraków).
Po mszy spotkałam się z Marią i rozmawiałyśmy o tych różnicach. Z tego co ona opowiadała, wynika, że w Indonezji Kościół bliższy jest Polskiemu, niż ten międzynarodowy w GZ. Cieszę, że się mogłam uczestniczyć w tej mszy, nawet jeśli nie słuchałam w skupieniu. To zawsze nowe doświadczenie, które otwiera moje oczy na świat coraz szerzej i szerzej. . .
Inni zdjęcia: Prawie Palenica. ezekh114Na tyłach. ezekh114... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24