photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 17 LIPCA 2014

Kontrasty

 Wyobraźcie sobie, że jesteście w pięknym ogrodzie. Wszędzie różne nieznane wam dotąd rośliny, również palmy. Stoicie na ścieżce z małych kamyków, dookoła tyle zieleni! W oddali słychać wesołe głosy dzieciaków, które pluskają się w basenie. Jacyś dwaj starsi panowie grają w szachy. Mija was sklepikarz z kramikiem na rowerze. No i tak spokojna, kojąca nerwy muzyka, a na drewnianej platformie kobiety przebrane w lniane kostiumy powoli, płynnymi ruchami wykonują Tai- Chi trzymając miecze w rękach. Cały ogród otoczony jest dziwnymi wielkimi wieżowcami o nieskończonej ilości pięter. Naprzeciw was jest sztuczny staw, widać w nim ogromne pomarańczowo-żółte ryby. Raj. Raj w środku hałaśliwej dżungli miasta. Tak właśnie opisałabym miejsce, w którym mieszkam.

Catherine przywitała mnie serdecznie się uśmiechając. Weszliśmy do budynku numer 4 i wjechaliśmy windą na 9 piętro. Wchodząc do domu przywitał mnie kot. Młody rudo-biały milutki zwierzak, który z początku, widząc tyle twarzy uciekał i chował się z głębi domu.

Nie będę opisywała wnętrza domu, bo wczoraj wstawiłam zdjęcia wszystkich pomieszczeń ważniejszych.  Powiem tylko, że mieszkanie nie przypomina polskiego domu. Najdziwniejsze dla mnie są kafelki na podłodze w całym domu&

Po jakimś czasie z pokoju wyszedł zaspany Sam- brat Catherine, 22 lata. Chłopak trochę nieśmiały, przywitał się ze wszystkimi i wrócił do pokoju.  Chwilę później wyszedł znów i zapytał mnie czy używam facebooka. Kiedy odpowiedziałam twierdząco zaproponował mi pomoc w podłączeniu się do jakiejś sieci, bym mogła używać wielu zakazanych przez chińskie władze stron.  Teraz mogę używać neta jak chcę i co chcę, choć jest powolny. Sam od razu ustawił mi wszystkie hasła do WiFi w ich domu. Mimo, że jego angielski jest niezbyt dobry i widać, że chłopak się stresuje to bardzo się stara być dobrym starszym bratem^^

Około 12 wyszliśmy na lunch, wszyscy oprócz Sama. Blanka wytłumaczyła minory, w których Chińczycy jedzą: 7-8: breakfast; 12-12:30: lunch; 17-18: dinner. O kolacji, w życiu nie słyszeli, tak jak ja nie jem czegoś takiego jak lunch. Wgl jak tu jeść o 12?!

Poszliśmy jakąś inną drogą, przez market (tzn. taki ryneczek, nie wiem jak to nazwać). Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to bieda. Ludzie brudni, pomarszczeni, zmęczeni życiem. Dzieciaki biegające na bosaka po ulicy. Ludzie siedzą na jakimś murku i sprzedają warzywa, świeże bądź już trochę podgniłe. Drga rzeczy to ruch uliczny, który określiłabym jako anarchia. Żadnych zasad, pchaj się, przeciskaj, bo inaczej niegdzie nie dojdziesz. Na chodnikach siedzą ci sklepikarze, ulice są wąskie i jeżdżą po nich dość spore samochody. Jest mnóstwo starych rowerów. Samochodu trąbią na ludzi jadąc 10km/h. Grupki ludzi przeciskają się między sobą. Ja i Catherine idziemy trzymając się pod rękę. Co chwila się potykam, nie wiem, na co patrzeć, pod nogi, na Catherine, bo do mnie mówi, śledzić Blankę i Eshon idące przed nami, patrzeć na samochody, które niemal ocierają się o moje ramię, czy może na dziwne warzywa na straganach?

Catherine mówi mi tysiąc razy: be careful. Ja się staram skoncentrować na czymkolwiek. W którymś momencie wkraczamy w wąską uliczkę. Na balkonach w domach wisi niezliczona ilość prania, wygląda to bardzo niechlujnie. Nagle czuję znów ten smród. Robi mi się niedobrze. Rozglądam się. To sterta śmieci leżąca pod jednym z okien. Odrażające!

Idziemy dalej, mijamy wiele sprzedawców, niektóre rzeczy bym już chciała mieć od razu, ale powstrzymuję się.  Dziś potrzebuję kupić tylko zmywacz do paznokci, bo nie wzięłam z domu. Idziemy do drogerii.

Klimatyzacja, białe ściany, pani znająca angielski w schludnym stroju, na półkach Maybeline NY, Rimmel, Astor i inne tego typu marki. Przypomina mi się facet, które kilka ulic temu sprzedawał lakiery do paznokci po 2 yuany. Acha, więc to są Chiny&

Po prostu nie wierzę własnym oczom. Te obrazu zbytnio ze sobą kontrastują. To przechodzi moje pojęcie.

Jest jeszcze jedna dziwna rzecz. Kiedy idę bez okularów słonecznych po tych ulicach ludzie gapią się na mnie bez przerwy. Szczególnie starsi. Kilku chłopców się uśmiecha zalotnie. Ja jednak koncentruję się na warzywach o owocach. Biedna Catherine cały czas musi mi wyjaśniać co to takiego. Jestem strasznie ciekawa!

Wchodzimy do restauracji. Dziewczyny coś tam dla mnie zamówiły, bo ja oczywiście nie będę w ciemno strzelać. Kolejna misja- zjeść to. Nie dość,  że potrawa jest ogromnych rozmiarów, to w dodatku muszę użyć pałeczek.

Patrzę z zaciekawieniem na panią z restauracji. Ona spojrzała na mnie i kiwnęła głową, po czym zniknęła gdzieś za drzwiami. Po chwili wróciła wręczając mi nóż i widelec. Super. Czuję się ja niepełnosprawna XD Obiecałam sobie, że nie ruszę w Chinach noża i widelca (później użyłam noża w innej restauracji do ściągnięcia megaostrego sosu z kurczaka, więc mam nadzieję, że to się nie liczy^^). Chcę się nauczyć jeść pałeczkami i będę to robić z uporem maniaka!

Teraz już muszę lecieć. Umówiłam się na 3PM z Mariją- dziewczyną z Indonezji na mieście, bo siostra w pracy, a brat uczy się w bibliotece. Marija wygląda jak Chinka, tyle, że skórę ma bardziej brązową i  ciemniejszą. Idziemy do parku na miasto J Mam godzinę, by tam dojechać :P ale obczaiłam już wszystko na szczęście. Z resztą Marija zna trochę Chiński no i Koreański. Lecę, może zdążę jeszcze zobaczyć popołudniowe Tai Chi- z wachlarzami tym razem! :D

 

 

 

 

Komentarze

Junior wilamour Wyjedź za rok, wystarczy mieć statut studenta, patrz: globalcitizen.pl :D
19/07/2014 16:49:00
bezpodtekstow Zazdroszczę Ci niesamowicie!
19/07/2014 14:28:45
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika wilamour.