Achh. Niestety takie jest życie.
Dla niektórych okrutne a dla innych bardziej łaskawe. Dla nas musialo byc okrutne... Dzien w ktorym przyjechałam sie z nią pożegnać byl najgorszym dniem mojego zycia. weszlam do niej do boksu i zobaczylam lezacego konia bez zycia wierzgajacego tylko nogami nie reagujacego na moj glos ani dotyk. Konia ktorego nie znalam . Nie byla to juz radosna kobyla majaca wydac na swiat swojego srokatego zrebaczka. 01 stycznia 2013 roku dowiedzialam sie ze moja najukochansza przyjaciolka przekroczyla próg konskiego nieba i nic ja juz nie boli nie cierpi ani nic. Moj swiat z sekundy na sekundy sie zawalil . Nie wiedzialam co mam ze soba zrobic. Nie mialam sily na nic. Pojawila sie myśl zeby zakonczyc jazde konna bo juz nie znajde zadnego konia ktorego tak pokocham. Zapewne sie nie znajdzie drugi taki ale jakis sie znalaz nazywa sie Cezary"Czaruś". Dostalam przyslowiowe zjeby ze tak pomyslalam zeby konczyc przygode z konmi i zmienilam zdanie. Te 5 lat ktore z nia spedzilam byly najlepszymi latami jakie mogly byc. Nie zamienilabym je na nic przenigdy. Nawet najgorszemu wrogowi ktory kocha konie nie zycze takiej tragedii. Tyle lat oczekiwania na tego jedynego zrebaka . Wszystkie mozliwosci przyjechali do nas nawet p.Ania z Gancentym i Krzysiu z Majorkiem[*]. Mielismy tyle nadzieji ale nie stety moja uparta kobyla nie pozwolila Gackowi dzialac. Szkoda ale bardzo chcialam im podziekowac za to ze wgl przyjechali i sprobowali. Naprawde jestem wdzieczna. Wkoncu udalo sie zaskoczyla i to z kolega z padoku Iryskiem[*]. I gdy brakowalo 4 miesiecy dopadla ja ta okropnachoroba i stracilam i kochajacego konia i kochajaca swojego synka mame. ;(
Jeśli ktoś to przeczyta to naprawde się ciesze wiele to dla mnie znaczy. I chcialam jeszcze raz bardzo podziekowac p. Ani za przyjazd mimo ze nic nie wyszlo.
NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNĘ ROBAKU MÓJ ;* ;(