nie, nie zatruliśmy się.
my tu udajemy Muminki.
***
Oh tak, wszyscy kochamy takie dni
wstajesz i nawet nie jesteś swiadomy
że włączył się tryb autodestrukcji.
Nie niszczy twojej wiary nawet budzik
przypadkowo nastawiony na 5 rano,
podczas, gdy planowałeś wstać o 8.
Nie, wciąż usilnie starasz się wmówić sobie
że wszystko w porządku.
Potem orientujesz się że zgubiłeś 50 zł.
Nie, nie wydaje ci się, ich naprawdę tutaj nie ma,
zniknęły bez śladu.
Połknąwszy coś na kształt kamienia,
hardo maszerujesz do szkoły.
Po co?
Aby bezczynnie posiedzieć godzinę,
potem kolejną spędzić na układaniu biletów w kupki po 10.
Aby posiedzieć kolejną godzinę
zbulwersować się na głupotę pani K.
Oraz by posiedzieć jeszcze jedną
i wyjść na autobus.
Przyjść 2 minuty po jego odjeździe
i spędzić upojne 15 minut na przystanku
zamarzając i zastanawiając się dlaczego nie wzięło się z domu
odtwarzacza mp3.
Ale nic. Człowiek silny jest, nie takie rzeczy go dołują.
Nie, przecież dalej nie dzieje się nic wykraczającego ponad normę
to tylko.. losowe zdarzenia.
Przy powtarzającej się drugi raz
sytuacji z autobusem zaczynasz tracić cierpliwość
Ale nic to.
Natomiast stojąc w 15 metrowym korku do przystanku
juz 18 minutę zaczyna trafiać cię szlak.
Gdy następnie dowiadujesz się, że twój plan
na najbliższe 2,5 godziny
doszczętnie zniweczył jakiś pan
odpowiedzialny
za wyświetlanie filmów w salach w heliosie
masz wrażenie że wybuchniesz.
Nie robi już więc na tobie wrażenia
otrzymanie absurdalnej reprymendy,
że koronkowa sukienka, której nawet nie miałaś w planie oglądać na oczy
jest nieodpowiednią kreacją na studniówkę.
A to wszystko z powodu, że twój chłopak wychodząc
woli ubrać sweter niż marynarkę.
Powoli dociera do ciebie, że ten dzień jest jakiś
nadzwyczajny.
Ale przecież to nie może trwać wiecznie
więc wesoło biegniesz na tramwaj
i skoro tak bardzo ci zależy
żeby nie powtórzyła się sytuacja z autobusami
biegniesz na czerwonym i
odbijasz się od fluorescencyjnej kamizelki
z napisem "POLICJA".
Szczęście, że mają ten napis na plecach.
Mimo wszystko z sercem na ramieniu wbiegasz
do tej nieszczęsnej żelaznej puszki,
żeby zorientować się, że to nie ta linia.
Nie omija cię więc kolejne sterczenie na nieogrzewanym przystanku
i plucie sobie w brodę, że nie raczyło się wziąć arafatki.
Pominę już ten moment kiedy biegniesz na drugi przystanek
gdzie kierowca zamyka ci drzwi przed nosem
i zrezygnowany wracasz tam gdzie stałeś.
Potem szczęśliwy patrzysz przez zaparowaną szybę
i chcąc uchronić się od kolejnego stania w korkach
sprytnie wysiadasz przystanek wcześniej.
Jak się okazuje tylko po to aby wpaść prosto
na ostatnią osobę jaką chciałbyś w tej sytuacji spotkać.
Teraz myślisz, że już chyba nic więcej pechowego stać się nie może.
A po chwili wpadasz do domu wygłodniały,
gdzie czekają na ciebie znienawidzone mielone kotlety
i orientujesz się, że zgubiłeś kulkę z ulubionego kolczyka.
Nie.
W tej sytuacji obawa
przed podłożeniem bomby za pośrednictwem
wcale nie jest nieuzasadniona.