Dobrze mieć taką osobę,której jesteśmy pewni. Taką,która by nas wspierała,nie odwróciła się do nas plecami kiedy wszyscy w Ciebie wątpią.Nie wytykała palcami i nie śmiała się z naszych słabości.Nie mówię,teraz o rodzicach,krewnych itp.Po prostu mam na myśli,osobę z nami niespokrewnioną, "obcą".I tutaj pojawia się kwestia chłopaka i przyjaciółki.Często to właśnie on podnosi naszą wiarę w siebie.Posiadanie tych dwóch osób powoduje,że nie czujemy się osamotnieni w walce ze swoimi problemami.Mamy do kogo i dla kogo otworzyć nasze serce i umysł.
W moim życiu nie ma "ukochanego".Hmmmmm......choć może jest tylko On o tym nie wie bądź nie chce wiedzieć.Często mam tak,że zawsze "lokuję" swoje uczucia nie tam gdzie powinnam. Teraz jestem "zauroczona" w pewnym chłopaku......lecz on jakoś tego nie zauważa.Czemu? Może nie chce. A może jestem dla niego za słaba (mam na myśli:za brzydka,gruba,niska).A może jeszcze za mało rozrywkowa,bo ja nie piję,bo ja nie wyśmiewam się z innych,nie jestem fałszywa i nie potrafię otwarcie mówić o wszystkim.
Wiem co możecie pomyśleć sobie o tym chłopaku czytając to. A że głupia bo "leci" na takiego,który jest jakimś zadufanym w sobie dupkiem,który jest chamski w stosunku do innych. Ale on jest też miły (a przynajmniej takie sprawia wrażenie),lubiany (mało kto go nie lubi),mądry (czasem nawet czuję się taka ciemna,zła na siebie że nie mówię ładnie,że wkradają mi się czasem błędy i nie powiem tak jak powinnam jakiegoś słowa),jest śliczny (i sama się właśnie zastanawiam czemu ciągle jest wolny).No cóż tych cech można wyliczyć nieskończenie wiele,ale co to da.........Mówią,że każdy ma tą swoją połówkę,więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko na nią czekać i mieć nadzieję,że mnie odnajdzie