Wszystko się już skończyło. Dosłownie wszystko. Każde wydarzenie, które chociaż w małej ilości napawa mnie nadzieją na lepsze życie pęka jak bańka mydlana. To chyba wszystko za te moje grzechy. Właśnie taka kara spotkała mnie. Życie w samotności. Już nie rozmawiamy, w ogóle. Nie ma nas. Nie odczuwam potrzeby Twojej osoby. Nie wiem co się dzieję. Wiem, że nie potrzebuję Cię do rozmów. Dałes mi do zrozumienia, że jednak nie warto się starać. Nauczyłeś mnie jak przetrwać największy ból. Nauczyłeś kochać najbardziej jak się tylko da. Nauczyłeś mnie wszystkiego. Jest mi strasznie przykro, bo chciałam spędzić z Tobą resztę życia i być szczęśliwą a pod koniec powiedzieć " miałam dobre życie " Może jeszcze dostanę szansę na wypowiedzenie takich słów, mam ogromną nadzieję. Chociaż... Wątpię w to szczerze. Chciałabym żeby w końcu było dobrze. Dlaczego to zawsze ja jestem najbardziej zawiedziona? Nie przezyję tego.