Widze swiatlo, w ktorego kierunku staram sie podarzac, jednak niezauwazam, ze to co czeka jest takie samo, znaczy sie zawsze wchodze jakos w to samo, wmawiajac sobie, ze teraz bedzie inaczej, ze teraz bedzie lepiej. Ze niebede probwac manipulacji, ani zadnych przedwczesnych skokow, ze niebedzie nadzieji i zadnych oczekiwan, ze bedze tylko to co powinno byc, bez wyobrazen.
Lecz swiatlo boli, swiatlo jednak naprade boli, palac swieza skura i bedac naprade niemozliwnym do zniesienia