Wszystko jedno, wszyscy się cieszą, że idą święta, że nadchodzi Nowy Rok.
Mi to obojętne, dla mnie mógłby się skończyć nawet jutro.
A święta? Nie lubię, po prostu, nic nie znaczące życzenia i uśmiechy na siłę, żeby nikomu nie było przykro, bo to przecież czas godzenia się.
Porównując bieg wydarzeń tego wszystkiego: wchodzę po schodach i co chwila turlam się na sam dół, mocno uszkadzając wszystko co możliwe.
Chociaż tak naprawdę nie wiem ile mojej winy leży w tym wszystkim co się dzieje dookoła, to i tak będę czuła się jak najgorszy śmieć.
Cóż, skoro już dawno sobie to uświadomiłam, to trzeba by było naprawdę przekonującego człowieka jak i okazującego Ci Twoje wartości,aby to zmienił, ale dawno nie słyszałam żadnych pozytywów.
Albo może jestem głucha gdy ktoś je wypowiada, z resztą wszystko mi jedno.
Nie chcę już żadnych szans od zycia na poprawę czegokolwiek, nie chcę już się fatygować w nic, niech wszystko leci dalej, dalej będę się turlać z dobrą miną do złej gry.
W sumie ta gra nie jest zła, ona jest już od dawna dla mnie niekończącym się dostawaniem po dupie, po co się starać skoro dla kogokolwiek kiedy i tak wiem, że ekscytacja potrwa tylko chwilę, bo zaraz coś spierdolę.
Czy jestem sobą? Sama już nie wiem, może tak naprawdę mnie już nie ma, wygasłam.
Patrzę wstecz i nie rozumiem nic, w sumie nie chcę pamiętać o obietnicach, o słowach, o tym wszystkim czym cały czas się kierowałam pełna dumy, haha głupia kretynka.
Chciałabym z Tobą spędzić czas, szczerze porozmawiać, nie rozmawiamy szczerze już od miesięcy, uczucia się nie zmieniły, bynajmniej u mnie, lecz zaczynam wygasać jako osoba.
Nie chcę dla nikogo źle, chyba, że ktoś zalazł mi za skórę, jestem neutralna, dla niektórych wręcz kochana, ale jestem tylko człowiekiem, który gra jakąś rolę w tym życiu, niestety dla mnie kurtyna już opadła.
Dobrze się czuję w swej "samotni", w sumie tak wygląda moje życie, w jednym pokoju, w 4 ścianach, trasa obrana i zaplanowana na cały tydzień, nawet nie dręczy mnie monotonność.
A może nie czuję się jednak dobrze? Może rozpierdala mnie wszystko od środka, brak zainteresowania osób których kocham, co mi po tym, że zamienimy kilka słów.
Jestem wrakiem człowieka, napędzam się jedynie uczuciem do Ciebie kochanie, ale to, że Cię nie ma i to co się między nami dzieje, wcale nie pomaga.
Trudno, nie przestawię się na takie życie, będę się toczyć, ale jak długo dam radę?
Napędza mnie również mama, jest ze mną, dba o mnie, ale czy tak naprawde wie, co mnie dręczy?
Jest pusto, słowa odbijają się od ścian, głuchy telefon, szczerość do bólu, kłamstwa, miłośc ponad wszystko, zazdrość, krzyki, szacunek jak i jego brak, witaj w moim życiu, jestem w teatrze jako marionetka i nie ukrywam, że chciałabym, żeby ktoś podciął mi liny, żeby to wszystko się skończyło, czasem się martwię o swój tok myślenia, światopogląd ale nie, on nie jest płytki, bo może i głupio to zabrzmi z mojej strony uważam się, za wartościową osobę i nawet nieco inteligentną.